Mało tego – gospodarze urządzili sobie prawdziwą kanonadę i pewnie gdyby rywalizacja potrwała nieco dłużej, to osiągnęliby w sobotnie popołudnie „dwucyfrówkę”. Co najistotniejsze, po 20. minutach mieli w zanadrzu już 3 bramki. Wszystko rozpoczęło się od asysty Kamila Żołny i celnej główki Rafała Hałata. Obaj niebawem dołożyli po golu, przy czym snajper uczynił to strzałem z rzutu karnego. Goście na krótki fragment swoją sytuację poprawili, gdy Marcin Bajger dobił uderzenie Krzysztofa Felisa w poprzeczkę, ale powodów szczególnych do radości nie mieli. W jednym ze starć w „16” Stali-Śrubiarnia domagali się wskazania na „wapno”, lecz kopnięcie Alana Szurmana nie zostało tak zakwalifikowane. – To był jedyny moment, abyśmy poszli za ciosem i załapali się na równorzędną grę – przyznaje Dawid Janoszek, trener ekipy z Goleszowa.

Druga połowa to... strzelanina na całego. Wprowadzony na murawę Mateusz Hernas popisał się hat-trickiem, nieco tylko gorszy w zdobyczach był inny z rezerwowych dziś Maciej Pułka. O fenomenalne trafienie pokusił się też Żołna, który w 89. minucie ustalił rezultat nierównej konfrontacji. Nie sposób nie odnotować, że w 75. i 85. minucie chwile radości mieli goście, a największe notujący dublet Henryk Krzywoń. Zwłaszcza druga z bramek pomocnika LKS-u była urody rzadkiej, bo golkiper gospodarzy skapitulował po „bombie” z okolic 30. metrów.

Mimo wysokiej wygranej w żywieckich szeregach nie było nadmiernej euforii, bo o realizację celu zajęcia miejsca w czołowej „3” przyjdzie walczyć z konkurentami o większym potencjale ludzkim. – Jestem pełen podziwu dla zespołu z Goleszowa, że mimo bardzo niekorzystnego wyniku walczył z ogromną ambicją do samego końca spotkania. To z dzisiejszego meczu na pewno zapamiętam. My wykorzystaliśmy z przodu to, że w defensywie rywal nie był najlepiej zorganizowany i popełniał proste błędy – tłumaczy Seweryn Kosiec, szkoleniowiec Stali-Śrubiarnia.