„GÓRALOM” GRATULUJĘ UTRZYMANIA
„Góralom” gratuluję utrzymania. Wiem, powiecie, że za wcześnie, że dopóki piłka w grze, że „i tak dalej i itp.”... Ale ja jestem przekonany, że nic złego Podbeskidziu stać już się nie może. Nawet mając na uwadze fakt, że zespół czekają teraz dwa wyjazdy: do Kielc i Wrocławia. Niech tam się martwią. Presja jest w tej chwili gdzieś indziej. Piłkarze z Bielska-Białej poczuli spokój. I to było widać w ich grze. Ale dopiero po przerwie.
Choć remis z Jagiellonią Białystok, po beznadziejnej pierwszej połowie, pewnie w ciemno przyjęliby wszyscy będący na stadionie kibice, w drugiej połowie zespół postanowił zagrać o całą pulę. Nie po raz pierwszy przy Rychlińskiego po wznowieniu gry zobaczyliśmy zupełnie odmienioną drużynę. Z Cracovią przed miesiącem ożywił ją Marek Sokołowski, w czwartek Piotr Malinowski, który znów okazał się niezwykle wartościowym „jokerem”. Naturalnie taki pozytywny efekt tworzy przede wszystkim wizyta w szatni i pewnie mało przyjemne wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia trener Leszek Ojrzyński. Głos ma – proszę mi wierzyć – donośny i nie owija w bawełnę. Najważniejsze, że dociera tym do drużyny.
Ale jest też inna dość ciekawa teza. Z Cracovią, a także ze Śląskiem Wrocław, jak i teraz z Jagiellonią, „Górale” przez pierwszą część atakują w kierunku… pustej trybuny. Może to drobiazg, ale zawsze lepiej jest grać i cieszyć się z bramek w towarzystwie swoich kibiców, a nie… wiwatować widząc beton. W trzech wymienionych tu meczach w pierwszych połowach padł tylko jeden gol – Marka Sokołowskiego ze Śląskiem. Pod trybuną północną tylko w trzech ostatnich spotkaniach „Górale” trafiali już pięciokrotnie. Szkoda, że nie można grać dwóch „połówek” na tej samej stronie…
Cieszę się, że wreszcie do siatki trafił Błażej Telichowski, bo niemal w każdym meczu po stałym fragmencie ma ku temu okazję. Piłka go szuka, znajduje, ale od pierwszej kolejki i gola w Gdańsku „Pele” nie mógł doczekać się następnej radości po bramce. Michał Probierz nie będzie wspominał go miło, bo przecież latem prowadził właśnie Lechię, z którą przegrał zresztą w Bielsku-Białej także jesienią… Po raz kolejny miło było popatrzeć na spokój w rozegraniu Antona Slobody. Świetne schodzenie ze skrzydła do środka Marka Sokołowskiego i jego auty siejące popłoch pod bramką rywali. Pewność w grze drużyny przez długie fragmenty drugiej połowy i liczbę stworzonych sytuacji. Fabian Pawela znów zaprezentował się w ataku więcej niż poprawnie i można żałować, że nie został na boisku dłużej. Do Mikołaja Lebedyńskiego Ojrzyński ma naprawdę anielską cierpliwość. Choć nie wydaje mi się, by były piłkarz Rody Kerkrade wiązał swoją przyszłość z Podbeskidziem.
Za straconą bramkę obwiniono Richarda Zajaca i Tomasza Górkiewicza, ale ja jej zalążek zauważyłem wcześniej. Do słowackiego bramkarza pretensji bym nie miał, bo znów bronił bardzo dobrze, co robi zresztą od momentu powrotu między słupki i za co należy mu się szacunek. Wywrotka „Górka” też mogła się zdarzyć – życie… „Koła zaboksowały” i tyle. Natomiast całe „zło” zaczęło się po lewej stronie. Gdy bronią w tej strefie „Malina” i Frank Adu Kwame nie można być do końca spokojnym. Dwa razy stamtąd poszły podania, które na szczęście zakończyły się tylko jednym golem – bo chwilę po trafieniu Quintany w dogodnej sytuacji z piłką minął się Mateusz Piątkowski. Frank jest jednak dla mnie bocznym pomocnikiem niż obrońcą, Piotr typowym skrzydłowym, więc trudno się dziwić, że gorzej bronią. Wydaje mi się, że odwrotne ustawienie Przemysława Pietruszki z Adu (czyli Frank w pomocy, „Pietrucha” w obronie”) mogłoby być dla zespołu bezpieczniejsze.