Na nieszczęście sympatyków gospodarzy mogli oni podziwiać przede wszystkim popisy swoich zawodników na własnej połowie. Goście wypracowali sobie bowiem już na początku meczu znaczną przewagę. W 10. minucie prawym skrzydłem w pole karne przedarł się Rafał Duraj i jego strzał na poprzeczkę sparował Bartosz Grabowski. Podopieczni Sebastiana Gierata prowadzili grę, utrzymywali się przy piłce i stwarzali sobie kolejne sytuacje. W 20. minucie aktywny R. Duraj po rzucie z autu na wysokości pola karnego opanował piłkę i nieszablonowym podaniem znalazł Adriana Dobiję. Zawodnik przyjął futbolówkę na 10. metrze i mając przed sobą tylko Grabowskiego nie trafił w bramkę. Gospodarze skupiali się przede wszystkim na defensywie i choć czasami sprzyjało im piłkarskie szczęście, to trzeba przyznać, że robili to skutecznie.

 

Również druga odsłona była rozgrywana wobec tego samego scenariusza. Wisła zacieśniała obronne szyki, a Bory szukały swojej szansy na zdobycie upragnionego gola. Gdy przyjezdni krótko rozegrali rzut rożny, a piłka trafiła na 16. metr do Michała Motyki, sympatycy i zawodnicy Borów już widzieli futbolówkę w siatce. Wtedy, jak spod ziemi wyrósł Grabowski, który końcówkami palców przeniósł ją nad poprzeczką. Oblężenie bramki miejscowych trwało, próbowali m.in. Gabriel Duraj, R. Duraj czy Dobija, a w 80. minucie w polu karnym padł Grzegorz Szymik. Arbiter nakazał jednak grać dalej, co wzbudziło niezadowolenie na ławce rezerwowych przyjezdnych. W doliczonym czasie gry piłkę meczową na głowie miał Mateusz Hernas. Futbolówka po jednym z kilkudziesięciu dośrodkowań minęła całe pole karne, zawodnik Borów uderzał z 5. metra przy samym słupku. Tam, gdzie kończyła się nadzieja Wisły na korzystny wynik znowu pojawił się Grabowski i w tylko sobie znany sposób obronił ten precyzyjny strzał.

- Przeciwnik zmusił nas do defensywnej gry, niejednokrotnie musieliśmy się bronić bardzo głęboko. Bory dzięki swoim szybkim skrzydłowym często grały z pominięciem 2 linii i na początku mieliśmy z tym duży problem. Co więcej, goście dłużej utrzymywali się przy piłce, a do tego dobrze grali w defensywie z czego wynikało to, że nie mieliśmy zbyt wielu argumentów z przodu. Krótko mówiąc, szanujemy zdobyty punkt - powiedział po meczu Szymon Stawowy, szkoleniowiec Wisły Strumień.


- Towarzyszy nam ogromne rozczarowanie, jeśli chodzi o końcowy wynik. Niestety, dziś swojej przewagi nie potrafiliśmy udokumentować bramką, a okazje mieliśmy naprawdę dobre. Powinniśmy zachować więcej spokoju w budowaniu akcji, niestety brakowało nam cierpliwości - skwitował trener Borów.