
Gospodarze w derbach gościnni
Czy beniaminek z Żywca namiesza w stawce ligi okręgowej? Na ten moment, choć z oceną miarodajną w kontekście całego sezonu należy się nieco wstrzymać, nic na to nie wskazuje.
Zgoła odmiennie ekipy Stali-Śrubiarnia i Borów zaprezentowały się w premierowej odsłonie meczu. Najdobitniejsze tego potwierdzenie to „suchy” wynik, który był na półmetku rywalizacji na wskroś korzystny dla gości. W 7. minucie Dominik Syc odbił strzał Mateusza Bogdoła z rzutu wolnego, ale uczynił to dość pechowo, bo pod nogi Huberta Masnego, który zanotował debiutancką seniorską bramkę na ligowych boiskach. Z kolei 2 kwadranse okrasił podwyższeniem prowadzenia Borów Damian Sanetra, który główkował ponad golkiperem żywczan, dobijając uderzenie Michała Motyki przy biernej postawie defensorów beniaminka. W tym fragmencie potyczki goli zespół z Pietrzykowic usiłował zresztą zgromadzić więcej. Strzały mogące przynieść powodzenie oddawali Gabriel Duraj i Adrian Dobija, a Syc „skasował” w porę szarżę Grzegorza Szymika ze skrzydła.
– Pierwsza część meczu tej ciężkiej dla nas inauguracji była kluczowa. Zagraliśmy w niej bardzo dobrze, dzięki czemu mogliśmy spokojnie zrealizować przyświecające nam założenia – zaznacza Sebastian Gierat, szkoleniowiec zwycięskich dziś Borów.
Mistrz A-klasy z ubiegłego sezonu o niebo lepiej wypadł przy dość znaczącej stracie. Momentami spychał przeciwnika do głębszej defensywy, ale z tej przewagi nic konkretnego nie wynikało. Jedna naprawdę groźna akcja Szymona Habli, zastopowanego przez Szymona Kacprzaka, to zbyt mało, aby myśleć o inauguracyjnych punktach. – Na gorąco ciężko stwierdzić dlaczego przespaliśmy połowę meczu. Ale chyba wkradło się w poczynania naszej młodzieży jakieś zbyt małe pobudzenie. Byliśmy statyczni i nie stwarzaliśmy sobie sytuacji, co też zastanawia, bo w sparingach mieliśmy ich masę. Rywal przewyższał nas determinacją i walecznością, a jeszcze do tego przy tej nieruchliwości popełniliśmy błędy przy stracie bramek – komentuje trener gospodarzy Seweryn Kosiec.