- Plan na ten mecz w pierwszej połowie był realizowany bardzo dobrze. Potem jednak obraz naszej gry się zmienił, wkradło się zmęczenie oraz fakt, że Orzeł postawił wszystko na jedną "kartę". Na szczęście korzystny wynik utrzymał się do ostatniego gwizdka sędziego - mówi nam Daniel Kubaczka, szkoleniowiec Kuźni. 

 

Niespełna kwadrans potrzebowali gospodarze, aby objąć prowadzenie. Wynik meczu otworzył Michał Rycka, który wykorzystał prostopadłe podanie od Mykoli Bui. Jak się później okazało, gol ten przesądził o losach pierwszej połowy, choć nie oznacza to, że na boisku nie działo się nic. Zaskoczyć golkipera Orła próbowali m.in. Kamil Szlufarski, Rycka oraz Arkadiusz Jaworski. Minimalnie szczęścia zabrakło również Pietraczykowi podaniu Bui. 

 

"Worek" z bramkami otworzył się po przerwie. W 49. minucie było już 2:0, gdy Rycka wykorzystał rzut karny, który wywalczył Bui. Chwilę później wynik podwyższył Pietraczyk, przytomnie odnajdując się w podbramkowym zamieszaniu. Czy to jednak oznaczało koniec emocji? Absolutnie nie! Ambitna postawa Orła sprawiła, że emocje rozgorzały na nowo. W 64. minucie Robert Mrózek na gola zamienił dobrze rozegrany rzut wolny. Następnie, 6 minut później Seweryn Caputa zamknął dogranie z rzutu rożnego

 

Na więcej jednak ustronianie tego dnia nie pozwolili, jednak mimo to piłkarze Orła zasługują na słowa pochwały za to, że nie schowali głowy "w piasek" tylko do końca walczyli. Jedynym mankamentem była postawa trenera drużyny z Łękawicy Tomasza Fijaka, który ujrzał czerwoną kartkę w 80. minucie za dość nieeleganckie zachowanie w stosunku do sędziów, przy czym zwrot "nieeleganckie" jest subtelnym eufemizmem...