Obie drużyny przystępowały do rywalizacji z chęcią rehabilitacji za ostatnią ligową kolejkę. Spójnia po porażce z Piastem w wyjątkowych okolicznościach, a Bory po remisie w Strumieniu, kiedy to wykazały się niebywałą nieskutecznością.

Premierowa połowa nie zapowiadała tego, że mecz będzie obfitował w bramki, choć nie można powiedzieć, że z boiska wiało nudą. Szczególnie aktywny w szeregach gospodarzy był Michał Motyka, ale akcje, które inicjował nie kończyły się dogodnymi sytuacjami pod bramką Spójni. Miejscowi próbowali też z kontry, którą rozpoczął długim podaniem Jakub Sołtysik. Futbolówka trafiła na prawe skrzydło do Grzegorza Szymika, który bez przyjęcia zagrał w pole karne do Mateusza Hernasa. Napastnik Borów strzelając z 6. metra przeniósł piłkę nad poprzeczką. Niemal bliźniaczą akcję przeprowadzili także zawodnicy Grzegorza Łukasika, ale strzał Tomasza Mrówki nie znalazł drogi do bramki Borów. Zdecydowanie najbliżej strzelenia gola był w 30. minucie Szymik. Po indywidualnej akcji lewą stroną boiska wszedł w pole karne i z lewego narożnika „16” gości trafił w poprzeczkę.

 

Wszystko, co miało bezpośredni wpływ na wynik tego spotkania wydarzyło się po zmianie stron. Zanim to jednak nastąpiło przyjezdni próbowali pokonać Sławomira Raczka, który zastępował w bramce Borów kontuzjowanego Wiesława Arasta. Próby Sebastiana Nowaka Kamila Wójcikowskiego padły jednak łupem doświadczonego golkipera. W 62. minucie z rzutu wolnego dośrodkowywał Dawid Zoń, piłkę głową uderzył Marcin Gustyński, a ta odbiła się od słupka bramki Spójni. Szczęśliwym dla miejscowych trafem spadła pod nogi Adriana Dobiji, który nie miał problemów z umieszczeniem jej w siatce. W 78. minucie gospodarze ustalili wynik meczu – futbolówkę dośrodkowywaną przez Rafała Duraja ręką w polu karnym zatrzymał defensor gości, a z rzutu karnego nie pomylił się Zoń.

 

Za nami mecz walki, w którym było dużo fizycznego grania. W pierwszej połowie mecz toczył się w środkowej strefie boiska, nie stworzyliśmy sobie wielu dogodnych sytuacji, a po przerwie przeciwnik wykorzystał stałe fragmenty gry, co ostatecznie przesądziło o wyniku – podsumował Grzegorz Łukasik, szkoleniowiec Spójni Zebrzydowice.