
IV liga coraz bliżej
Derbowe spotkanie między rezerwami Rekordu a Czarnymi Jaworze okazało się być widowiskiem jednostronnym. Wszystko to za sprawą fenomenalnie dysponowanych "rekordzistów".
Jaworzanie do meczu z rezerwami Rekordu przystąpili po przełamaniu złej passy meczów bez porażki, pokonując LKS Wisła Wielka 6:0. Było jednak jasne, że o kontunuowanie nowej, lepszej serii będzie więc bardzo ciężko. - Tak, wiedzieliśmy, że czeka nas trudne zadanie, ale mimo szczerych chęci nie uniknęliśmy błędów, a rezerwy Rekordu takowych nie wybaczają - stwierdza szkoleniowiec Czarnych, Krzysztof Dybczyński.
Bielszczanie natomiast nie zatrzymują się w kontynuacji swoich aspiracji mistrzowskich. W starciu z zespołem z Jaworza pokazali jednak, że potrafią oni wygrywać wysoko i okazale z rywalami z górnej części tabeli. - Wynik okazały cieszy. Byliśmy dobrze nastawieni na to spotkanie, które w pełni kontrolowaliśmy i dominowaliśmy - zauważa opiekun zawodników rezerw Rekordu, Dariusz Rucki.
Początek spotkania nie zwiastował aż tak wysokiej porażki gości. Mało tego, w początkowej fazie meczu stworzyli sobie oni ciekawą sytuację. Michał Sztykiel jednak po podaniu od Krystiana Zelka chybił. W 25. minucie natomiast "strzelanie" rozpoczął Seweryn Caputa, który pozostał bez opieki defensywy i ulokował piłkę w siatce. Doświadczony zawodnik nie zamierzał się zatrzymywać i pomiędzy 25. a 32. minutą skompletował klasycznego hat-tricka, co jest wyczynem godnym pochwały. Wynik do przerwy z kolei pięknym uderzeniem ustalił w 40. minucie Mateusz Gaudyn. O takich golach zwykło się mawiać "stadiony świata".
Po zmianie stron jaworzanie próbowali się "odgryzać", lecz brakowało im argumentów, aby pokusić się przynajmniej o trafienie kontaktowe. W 72. minucie gospodarze już prowadzili pięcioma bramkami, gdy Marek Profic wykorzystał rzut karny podyktowany za przewinienie Grzegorza Habdasa. 8 minut później arbiter ponownie wskazał na "wapno" dla bielszczan, a tym razem z 11. metrów celnie przymierzył Piotr Tomiczek. W samej końcówce "rekordziści" wymierzyli dwa decydujące "ciosy" za sprawą Sidiego Camary oraz Szymona Hubczaka.