Zespół z Wilkowic do meczu z bialską Stalą przystąpił po porażce z Fortecą Świerklany. GLKS był wyraźnie zmotywowany do wygranej i było to widoczne od pierwszej minuty, wszak już na początku meczu Jan Syc musiał wykazać się umiejętnościami. W 8. minucie jednak wilkowiczanie otworzyli wynik spotkania. Piotr Wrona przytomnie odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu i dobił odbitą piłkę po strzale Mateusza Kubicy. 

 

Motywacja GLKS-u to jedno, natomiast fakt, że goście wytrącili z rąk wszelkie atuty BKS-u to drugie. Bialska Stal w pierwszej części nie była w stanie wejść na właściwe obroty. Wszelkie ofensywne zakusy gospodarzy kończyły się zablokowaniem przez defensywę GLKS-u. Z sytuacji BKS-u warto odnotować groźny strzał Kamila Hutyry z 20. minuty. Przyjezdni z kolei byli bardziej konkretni. W 30. minucie Maciej Marzec oskrzydlającą akcję prawą stroną zakończył mocnym, ładnym uderzeniem pod poprzeczkę. Sytuacja BKS-u jeszcze mocniej skomplikowała się pod koniec pierwszej części. Czerwoną kartkę za akcję ratunkową ujrzał Dariusz Łoś. Z rzutu wolnego z 18. metrów precyzyjnie uderzył Marcin Byrtek i GLKS prowadził do przerwy 3:0. 

 

BKS mocno ruszył po zmianie i mimo gry w niedowadze mógł doprowadzić do emocji. Z pewnością drużyna Arkadiusza Ruckiego będzie wspominać lepiej właśnie drugą połowę. 2-krotnie próbował Jakub Loranc: wpierw przeniósł piłkę nad bramką, a następnie jego gol został anulowany przez VAR. To nie jedyna sytuacja, na której BKS nie skorzystał na tej technologii. Chwil kilka później sędzia podyktował rzut karny dla bialskiej Stali, lecz po analizie VAR... pokazał spalonego. Po sytuacjach z jednej i z drugiej stron BKS trafił do siatki GLKS-u. Miało to miejsce jednak dopiero w 90. minucie po sytuacji Filipa Bieli. Więcej goli kibice nie zobaczyli.