Zespoły niższych klas rozgrywkowych zapadają z wolna w „zimowy sen”. Nie dla wszystkich zima będzie spokojna. Przysłowie mówiące, że „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”, idealnie pasuje do kilku drużyn w beskidzkiej „kopanej”.

MN felieton Podczas piłkarskiej jesieni w naszym regionie działo się sporo. De facto, powstało kilka niezłych historii, które można zaszufladkować do konkretnych gatunków sztuki filmowo-teatralnej. W dużym skrócie, w moim subiektywnym odczuciu, wygląda to następująco:

TRAGIKOMEDIA. Przed rozpoczęciem sezonu byliśmy świadkami cyrku w Koszarawie. Włodarze klubu poszukiwali trenera. Mówiło się o Ryszardzie Kłusku, o Krzysztofie Bizackim, nawet o... Marcinie Broszu. Wszystko w sferze marzeń. Zatrudniono Piotra Ozaista, o którego warsztacie słyszałem po rozstaniu z Borami Pietrzykowice. W Żywcu nowy trener – ponoć miał blisko na stadion – wytrwał... dwa tygodnie. Bylibyśmy świadkami komedii, gdyby nie fakt, że Koszarawa jesienią zawiodła i jest w gronie drużyn zagrożonych degradacją. Ale trudno się chyba temu dziwić.

SCIENCE-FICTION. Zespół uzyskuje awans po czym zwolniony zostaje współtwórca sukcesów? Lokalnie mało prawdopodobne. A jednak. Michał Kurzeja doprowadził Piasta Cieszyn do wygrania skoczowskiej A-klasy. Wyjechał na zasłużony urlop i... nie był już trenerem świeżo upieczonego beniaminka „okręgówki”. Przyznacie – ma w sobie ta sytuacja coś z odrealnienia, choć o naukowe czy logiczne ku temu wyjaśnienia raczej ciężko.

HORROR.  Rozegrał się w Złatnej, gdzie swoje mecze domowe w A-klasie odbywają piłkarze Muńcuła Ujsoły. Była 65. minuta meczu gospodarzy z LKS-em Sopotnia. Muńcuł odrobił kilka minut wcześniej stratę dwóch bramek, a widowisko nabierało rumieńców. Przerwał je kibic (kibol!), który wtargnął na murawę i uderzył sędziego. Niestety, minionej jesieni futbol miał również takie skandaliczne oblicze.

MELODRAMAT, SERIAL. Podwójne ultimatum po słabszych występach MRKS-u Czechowice-Dziedzice otrzymał szkoleniowiec Michał Gazda. Pierwsze – mówiło o dwóch kolejnych zwycięstwach. Drugie – zakładało wywalczenie 6 punktów w pozostałych czterech spotkaniach. W bólach zrealizowane zostało ultimatum nadrzędne, zabrakło natomiast kropki nad „i”. Czechowiczan rozbił beniaminek z Cieszyna i przedłużający się w nieskończoność serial gry „pod toporem” dobiegł końca. Praca trenera Gazdy w „okręgówce” – pewnie tymczasowo – również.

FIKCJA NIE(POLITYCZNA). Tylko trzy minuty trwało pucharowe starcie LKS-u Bestwina z LKS-em Czaniec. O tym, że taki scenariusz będzie miał miejsce wiedziano w obu zespołach w przededniu spotkania. Gospodarze nie zebrali składu na wyznaczoną godzinę meczu. Półtorej godziny później... trenowali na boisku w Bestwinie niemal w komplecie. Zajęcia poprzedził trening... III-ligowca z Czańca. Trzecia strona całej sytuacji – i tu doszukiwać się można wątków politycznych – to bielski podokręg.

WESTERN. Jak wiadomo tu splot zdarzeń skupia się często wokół jednego lub więcej bohaterów występujących w imieniu danej społeczności. Przenosząc na grunt piłkarski – kolejny rozdział w życiorysie człowieka-legendy w rodzimym futbolu. W czerwcu, wielką radość kibicom w Cieszynie dał Ireneusz Jeleń. To gol(e) byłego reprezentacyjnego napastnika przesądził o awansie Piasta Cieszyn do ligi okręgowej. Historia piękna, z happy-endem. Szkoda, że Irek po wypełnieniu misji... zniknął tuż po napisach „The end”.

AKCJA. 3:0, 3:2, 6:2. To trzy przykładowe wyniki z piątkowych meczów polskiej elity hokejowej. Mówi się, że to w hokeju pada dużo bramek. No to jak odnieść się do spotkania III-ligowego w Halembie? Przypomnijmy, Grunwald – 6, Podbeskidzie II – 6! Do przerwy 3:4! Oj działo się, działo, bowiem już w 58. minucie meczu „dwójka” prowadziła... 6:4. Dodajmy koniecznie – goli mogło być tego dnia znacznie więcej patrząc na liczbę bramkowych okazji z obu stron.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl