SportoweBeskidy.pl: Kibice będący od lat w futbolu kojarzą Cię jeszcze z występów m.in. w Puszczy Niepołomice, Beskidzie Andrychów, Drzewiarzu Jasienica czy bialskiej Stali. Po zakończeniu swojej przygody z graniem zostałeś trenerem mentalnym. Która strona futbolu jest ciekawsza: ta na boisku, czy cały jej “background”? 

Jakub Szlosek: Bez wątpienia boisko to miejsce, w którym zakochałem się lata temu i nadal mnie fascynuje. Ma swój urok, który każdy z nas czuje. Z wielu rzeczy, które robiłem w życiu gra w piłkę nadal jest w ścisłym topie i bardzo to cenię. Kiedyś nie było takiej ilości możliwości. Nie da się ukryć natomiast, że zawsze ciekawił mnie człowiek i jego procesy myślowe - również w kontekście boiskowym. Uważam bowiem, że każdy z zawodników rozgrywa swój mecz w swojej głowie - ciało tylko wykonuje polecenia z umysłu (często części nieświadomej). 

 

 

SportoweBeskidy.pl: Twoim szczególnym zainteresowaniem jest rola psychiki w kontekście powrotu do zdrowia po kontuzji. Piłkarzy często dotyka mentalny kryzys po urazie? 

J.S.: Bez wątpienia tak. Rodzi się pytanie o tożsamość - kim jestem, kiedy nie gram? Wielu zawodników, którzy kończą grać przez 2-3 lata szuka odpowiedzi na to pytanie, bo przez lata definiowali się jako piłkarze. Była atencja, zainteresowanie, emocje - niezależnie od poziomu, a nagle tego nie ma. Długa kontuzja to taki przedsmak „życia po życiu” w mojej opinii. Nie wielu jest w stanie efektywnie wykorzystać ten okres, żeby ulepszyć się w innych obszarach, choć jest to oczywiście możliwe. Trzeba znaleźć swój własny sens w działaniu. 

 

SportoweBeskidy.pl: A jaką rolę odegrała psychika w przypadku Twoich kontuzji, bo te mocno również zahamowały Twoją przygodę/karierę piłkarską. 

J.S.: Na pewno sporą, bo licząc to sumarycznie spędziłem prawie 30 miesięcy na rehabilitacji. To praktycznie 3-4 sezony i czas, którego nie da się wrócić. Zbyt szybko chciałem robić progres i finalnie wyszło w drugą stronę. Natomiast ze wszystkich tych urazów byłem w stanie wrócić do zdrowia i dzisiaj jestem w stanie grać i robić wiele innych rzeczy, więc bez wątpienia wykorzystałem ten czas. Na pewno mam też przeświadczenie, że z wielu trudnych sytuacji potrafię wyjść i to jest budujące na resztę życia. 

 

Jedno jest pewne - nie da się progresować bez zdrowia w jakimkolwiek obszarze, dlatego na co dzień bardzo mocno korzystam ze swojej wiedzy w obszarze biohackingu i optymalizuje swoje procesy życiowe.

 

SportoweBeskidy.pl: Są inne okoliczności, kiedy poważną kontuzję odniesie piłkarz w Ekstraklasie, a inne kiedy urazu dozna  zawodnik np. w “okręgówce”. Czy w Twoich badaniach jest jednak jakiś uniwersalny klucz do powrotu do pełni zdrowia, przede wszystkim mentalnego? 

J.S.: Na bazie wiedzy, którą zdobyłem kluczową rolę odgrywa centralny układ nerwowy, który przeciążony doprowadza do stanu zapalnego wewnątrz organizmu (podwyższonego CRP) a w następstwie tworzy się środowisko kwasowe, w którym bardzo łatwo o kontuzje/uraz, bo organizm odśrodkowo posiada determinacje do uszkodzenia. 

 

Po prostu trzeba zadbać o realną regeneracje, aby układ nerwowy mógł realnie zwolnić. Dlatego tak ważne jest posiadanie odskoczni od piłki czy innego, głównego zajęcia (przestymulowający Netflix nią nie jest) i czegoś co nas przełącza na inny tryb, najlepiej tryb relaksu (np. sauna).

 

Nie obędzie się oczywiście bez żmudnej, codziennej rehabilitacji, która często pomimo dużej objętości stanowi dopiero przedsionek powrotu do formy, bo adaptacja na boisku i przywrócenie funkcji poznawczych i automatyzmów zajmuje wiele czasu. Sumienna rehabilitacja to fundament stabilności, zarówno proprioceptywnej, jak i psychicznej.

 

SportoweBeskidy.pl: Wojciech Szczęsny powiedział - parafrazują - że nie rozumie tego, że w piłce nożnej liczy się przede wszystkim “głowa”, a 100 procent treningów jest fizycznych. Zgodzisz się z jego stwierdzeniem?

J.S.: Zdecydowanie. Wystarczy przeczytać autobiografie topowych sportowców (Tyson, Phelps czy Jordan) żeby zrozumieć, że fundamentem ich wyników były odpowiednie procesy myślowe. Szczególnie ciekawie jest to opisane w autobiografii Tysona i pokazane w relacji z jego trenerem (Cus’d’Amato), który de facto zaprogramował mu zostanie mistrzem świata w wadze ciężkiej. I tak też się stało, a Tyson stał się najmłodszym mistrzem w historii (20 lat). 

 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak to wygląda w klubach piłkarskich w naszym regionie. Czy zauważają one potrzebę pracy nad mentalem zawodników. 

J.S.: Tak, świadomość rośnie, bo zdroworozsądkowo ciężko dokładać kolejne treningi przy takim tempie życia, w którym żyjemy. Powyżej pewnej objętości treningowej nie jesteśmy w stanie się zregenerować. Poszukiwane są zatem inne źródła przewag, a głowa jest najbardziej oczywistą z dostępnych. 

 

W poprzednim sezonie miałem przyjemność pracować z drużyną U-17 GKS Tychy, gdzie pomimo rozpoczęcia współpracy w strefie spadkowej utrzymaliśmy się z miejscem w środku tabeli.

 

Mam przyjemność współpracować od dłuższego czasu z jednym z najbardziej rozwojowych klubów w regionie w tym zakresie i widzę przestrzeń do rozwoju tego segmentu. To nadal niszowy temat. Mnie to nie martwi, a cieszy, bo to powód dlaczego się nim zająłem. 

 

Często zgłaszają się też sami zawodnicy, którym udzielam wsparcie. I czerpię z tego radość - wymaga to bowiem odwagi, żeby szukać rozwiązania. 

 

SportoweBeskidy.pl: A nie jest też trochę tak, że temat treningu mentalnego w piłce nożnej, w Polsce, ma cały czas stereotyp tandetnego “coachingu” rodem z internetowych memów? 

J.S.: Oczywiście, że jest. I ja sam nie raz mam ubaw z memów - ważne, żeby mieć dystans. Problem branży jest taki, że jest nadmiar teorii oraz duża ilość osób, które maja niewiele doświadczeń, co nie buduje wiarygodności. Praktycznie całą wiedzę, którą przekazuję testowałem i testuje na sobie - i myślę, że to buduje zaufanie, a że lubię ze swojego życia robić okresowo laboratorium to myślę, że potrafię zaciekawić. 

 

Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że np. w biznesie wsparcie konsultantów czy trenerów zewnętrznych to coś absolutnie normalnego. I sam z tego korzystam regularnie prowadząc od wielu lat rebenagesta.com.

 

SportoweBeskidy.pl: Napisałeś pracę dyplomową na temat: „Wpływ kontuzji i urazów na rozwój młodego zawodnika piłki nożnej w wieku 17-22 lata”. Jakie są najciekawsze wnioski, które mogą pomóc młodzieży? 

JS: Regeneracja to też trening. Im większa objętość i więcej chcesz trenować, tym lepszą regenerację musisz mieć zapewnioną. My nie widzimy tego jak się regenerują topowi sportowcy, natomiast jestem przekonany, że ten segment jest bardzo, bardzo doinwestowany, a nadal wiele klubów traci gigantyczne pieniądze na urazach zawodników (liczone w dziesiątkach milionów euro/funtów). 

 

No i fakt, że mamy w pewnym sensie skończą ilość danych do przetworzenia w ciągu danego dnia (jak z pamięcią RAM w komputerze) - jak wydatkujesz energię na głupoty to nie bądź zaskoczony, że masz problem z koncentracją na treningu. Wtedy bardzo łatwo też o overthinking, gdzie umysł szaleje i umyka mu „tu i teraz”.

 

SportoweBeskidy.pl: Trenerzy piłkarscy coraz częściej zauważają trend, że młodzież nie garnie się do piłki. Że dużo zawodników kończy grę na etapie juniora, kiedy wchodzą w dorosłe życie. To według Ciebie ma również związek z budową właściwej mentalności u młodych zawodników?

J.S.: Myślę, że zawodnicy kończą grać, bo nie mają poczucia sensu, wiary i wizji tego jak może ta ich przygoda wyglądać. Mam odczucie, że brakuje takiej namacalnej, dostępnej inspiracji, bo choć RL9 jest super przykładem kariery to jest on daleko i dla wielu zawodników to abstrakcja. 

 

Faktem jest natomiast, że nie łatwo się przebić w młodym wieku. Nie dotyczy to tylko sportu, ale również przedsiębiorczości, w którą jestem zaangażowany. Potrzeba sporo wiedzy, umiejętności i odwagi, żeby nie być ocenianym ze względu na wiek. Trzeba dawać wartość. 

 

Nie ma też jasnego procesu rozwoju dla zawodników. Kończy się wieku juniora - zawodnik trafia do 3, 4 lub 5 ligi i w zasadzie nie ma jasnej perspektywy co zrobić, żeby przejść wyżej (tzw. „Poczekalnia dusz”). I brak tej perspektywy według mnie wywołuje bezsens.

 

SportoweBeskidy.pl: Na koniec, możemy Cię oglądać w rozgrywkach Beskidzkiej Ligi Biznesu i trzeba przyznać - idzie Ci całkiem nieźle. Jak oceniasz takie formy aktywności jak BLB? 

J.S.: Dzięki wielkie. Nadal czerpię dużą przyjemność z gry, a format BLB jest świetny i mogę w nim uczestniczyć pomimo licznych wyjazdów. Element rywalizacji powoduje również, że bardziej efektywnie trenuję na co dzień. Jest to również możliwość spotkania z wieloma świetnymi zawodnikami i sprawdzenia się na - paradoksalnie - niełatwym terenie boiska na Rekordzie. Plus dla Was za profesjonalną otoczkę i oprawę, a w szczególności relacje live, które pozwalają na szybką analizę zaraz po meczu!