Na tle lidera GKS Radziechowy-Wieprz zaprezentował się dobrze. Cóż z tego, skoro w Bełku nie zapunktował. - Odczuwamy po tym meczu kaca - stwierdza Mariusz Kozieł. GKS Radziechowy Radziechowianie w Bełku objęli prowadzenie po rzucie karnym. Chwilę wcześniej pierwszą jedenastkę zmarnowali, w dalszej fazie premierowej odsłony dwie sytuacje sam na sam. – Dwa razy w polu karnym faulowany był Szymon Byrtek. Ominęły mnie chyba jakieś zmiany w przepisach. Kartek sędzia po faulach nie pokazał. Szymonowi zabrakło później precyzji, był sam na sam, uderzył obok słupka. Przed przerwą straciliśmy gola, podobnie jak w Świerklanach po długim zagraniu w nasze pole karne – klaruje Kozieł.

Tuż po zmianie stron gospodarze objęli prowadzenie, w minucie 80. było 3:1. – Musze się uderzyć w pierś. Zagrałem z autu pod nogi rywala, po tej akcji padł gol. Trzecia bramka to jakieś kuriozum. Marcin Dudka wybił piłkę rywalowi, a arbiter podyktował rzutu karny – dodaje niepocieszony Kozieł, którego podopieczni w końcówce złapali kontakt, ostatecznie przegrali 2:3.

Do przerwy powinniśmy prowadzić 3:1 i kontrolować przebieg meczu. Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, ale my również próbowaliśmy konstruować akcje . Takich sytuacji bramkowych jak my, Bełk nie miał. Odczuwamy po tym meczu kaca – kończy Kozieł.