
Piłka nożna - IV liga
Kamil Karcz: Mamy słabszy zespół niż przed rokiem
- Zawsze jest to bardzo miłe, gdy ktoś pozytywnie wypowiada się na Twój temat - przyznał w rozmowie z naszym portalem Kamil Karcz, motor napędowy LKS-u Czaniec.
SportoweBeskidy.pl: Runda jesienna dobiega końca, a tymczasem zajmujecie 5. miejsce ze stratą 3 punktów do lidera. Jak ocenisz Waszą dotychczasową postawę?
Kamil Karcz: Na wstępie trzeba zaznaczyć, że nasza drużyna jest dużo słabsza w tym sezonie, aniżeli w poprzednim. Przede wszystkim znacznie węższa, ponieważ odeszło wielu zawodników. Do kadry włączenie zostali juniorzy, którzy dopiero uczą się dorosłej piłki. Uważam, że dorobek punktowy mamy przyzwoity, a mógłby być lepszy, ponieważ w co najmniej dwóch spotkaniach, w których straciliśmy punkty, byliśmy lepsi od rywala. Jeśli będą nas omijać kontuzje i kartki, to jestem optymistą.
SportoweBeskidy.pl: Zewsząd słychać opinie, że jesteś zawodnikiem, który w tym sezonie ciągnie zespół za "uszy". Udowodniłeś to chociażby w meczu z MRKS-em strzelając 3 gole.
K.K.: Zawsze to bardzo miłe, gdy ktoś pozytywnie wypowiada się na Twój temat. Tym bardziej ktoś, z kim rywalizujemy. To bardzo budujące. Tak się składa, że w tym sezonie jesteśmy bez nominalnego napastnika, dlatego strzeliliśmy raptem 17 goli, w tym mi udało się zdobyć 6 i dorzucić tyle samo asyst. To całkiem przyzwoity wynik, aczkolwiek ja zawsze więcej wymagam od siebie i wiem, że ten dorobek może być pokaźniejszy. Hat-trick z MRKS-em był taką "wisienką na torcie", bo jako zespół zagraliśmy dobry mecz, a i ja indywidualnie wypadłem nieźle.
SportoweBeskidy.pl: Czy po serii 3 porażek z rzędu atmosfera w szatni mistrza zaczęła się robić nerwowa? Czy może byliście świadomi tego, że w końcu się przełamiecie?
K.K.: Nie było żadnych nerwowych ruchów. Nasza słabsza gra wynikała głównie z braków kadrowych i niskiej skuteczności, bo sytuacji strzeleckich mieliśmy multum. M.in. w przegranym spotkaniu z Kuźnią Ustroń, która wykorzystała jeden nasz błąd. Taka jest jednak piłka, uczy nas pokory. Dlatego meczem z MRKS-em Czechowice-Dziedzice potwierdziliśmy, że słowo "kryzys" jest trochę nad wyraz w naszym przypadku.
SportoweBeskidy.pl: Cel, który został wyznaczony na ten sezon dla LKS-u Czaniec to awans?
K.K.: Nikt nam nie wyznaczył takiego celu. Po pierwsze będzie o to bardzo trudno, bo mamy inną drużynę niż przed rokiem. Po drugie są inni faworyci w tej lidze. Nasz cel to jak najlepsza gra i walka w każdym meczu o 3 punkty. Chcemy na tych "oparach" dojechać do końca rundy i w grudniu zerknąć na tabelę. Wówczas zastanowimy się, w jakim kierunku iść. Jeśli pojawi się szansa walki o najwyższe cele, to będziemy walczyć, ale do tego potrzeba kilku wzmocnień. To już jednak "problem" trenera i działaczy.
SportoweBeskidy.pl: Przed wami ciekawe starcie z sąsiadem w tabeli LKS-em Goczałkowice-Zdrój.
K.K.: Przed nami 3 bardzo trudne spotkania, a w dodatku finał Pucharu Polski ze Spójnią Landek. W sobotę zmierzymy się z jednym z faworytów tej ligi, więc będzie to fajny mecz, który pokaże nam, na co nas stać. Boisko ze sztuczną nawierzchnią nie będzie nam sprzyjać, ale nie ma co załamywać rąk. Zrobimy wszystko, aby wygrać i pokazać naszą dobrą dyspozycję.