Jak można było się spodziewać faza wstępna meczu upłynęła na wzajemnym badaniu sił. Nie znaczy to jednak, że nie dochodziło do spięć pod bramkami. Strzały Eliasza Suszki Bartłomieja Ruckiego mogły przynieść radość gościom z Istebnej. Spójnia też zaliczyła kilka obiecujących akcji, przy których brakowało jednak precyzji, gdy bliscy powodzenia byli Szymon Chmiel czy Sebastian Nowak. Gdy drużyny zamieniły się stronami spotkanie nabrało rumieńców, w czym spora zasługa... gola. Tego zanotowali zebrzydowiczanie. W 48. minucie Grzegorz Kopiec wrzucił piłkę z rzutu rożnego, a w zamieszaniu najlepiej zachował się Szymon Paluch, który pokonał golkipera Górala.
 


Aż dziw bierze, że przy wydarzeniach od wspomnianego trafienia rezultat ani drgnął. Gospodarze groźnie kontrowali próbujących odrobić stratę podopiecznych Dariusza Ruckiego. W ofensywie aktywny był Paluch – raz dograł niedokładnie do Kopca, raz uderzył w Martina Polacka. Z rzutów wolnych szczęścia szukał z kolei Piotr Pastuszak, ale 2 próby minęły nieznacznie cel. Jeszcze większy niedosyt towarzyszył przyjezdnym, którzy w ostatnim kwadransie podkręcili tempo. Najpierw B. Rucki huknął w poprzeczkę, zaś w 85. minucie podał do Szymona Gleta, który z bliska przestrzelił ponad bramką. Piłkarze Górala zanotowali także sporo strzałów, ale defensywa Spójni wszystkie skrzętnie blokowała.

Inauguracyjne 1:0 wywołało co jasne odmienne nastroje w szeregach obu zespołów. – Remis był wynikiem w mojej ocenie najlepiej oddającym to, co działo się na boisku. Szczególnie żałujemy ataków z drugiej połowy, przy których byliśmy bliscy, aby dopiąć swego – zaznacza szkoleniowiec istebnian. – Pierwszy mecz o stawkę to zawsze niewiadoma. Cieszy, że stanęliśmy na wysokości zadania, a korzystny wynik to pokłosie dobrej gry, bo goli mogliśmy strzelić więcej, aby odnieść bardziej przekonujące zwycięstwo – komentuje trener miejscowych Grzegorz Łukasik.