W trakcie sezonu ligowego mówiło się, że drogi trenera Ireneusza Kościelniaka i Drzewiarza Jasienica rozejdą się. W istocie tak też się stało. – Wicemistrzostwo to w każdym razie największy sukces tego klubu i maksymalne osiągnięcie – komentuje okres półtorarocznej pracy w Jasienicy były już szkoleniowiec IV-ligowca, który w obszernym wywiadzie odpowiedział nam również na pytanie niekoniecznie „wygodne”.

SportoweBeskidy.pl: - Żal opuszczać klub z Jasienicy? Ireneusz Kościelniak: Pożegnania zawsze są trudne, choć fajnie odchodzić w przyjaznej atmosferze. Zostawiam nie tylko zawodników, ale też przyjaciół, bo bardzo się zżyliśmy przez okres 18 miesięcy, podczas których piłkarze uczyli się rzetelnie mojej filozofii gry. Z tego jestem niezmiernie zadowolony. Pracowali z dużym zaangażowaniem na treningach i pełną świadomością na zajęciach teoretycznych. Żegnam się z zawodnikami z którymi na wyższym poziomie na pewno się spotkamy się, bo część z nich spokojnie mogłaby spróbować swoich sił w lepszej lidze. Michał Kliber jako obrońca strzelił sporo goli, dawał mnóstwo spokoju w defensywie i uważam, że na poziomie I ligi mógłby sobie poradzić. Daniel Jakowenko to bardzo dobry, obiecujący zawodnik, któremu należą się szanse sprawdzenia wyżej niż w IV lidze, Krzysiu Żerdka z sezonu na sezon udowadnia, że to jeden z najlepszych bramkarzy w regionie. Wspomniałem o perspektywicznych zawodnikach, ale bardzo pozytywnie pokazali się ci doświadczeni, jak Krzysiu Koczur, Adam Kozielski, Krystian Papatanasiu, Robert Basiura, czy Robert Lapczyk, którzy strzelali dla nas ważne gole. Takie połączenie rutyny z młodością pomogło w stworzeniu dobrego teamu. Czas, który spędziłem tu to bardzo dobry okres i kolejne doświadczenie w mojej 5-letniej pracy w beskidzkich klubach.

- Ireneusz Kościelniak musiał pożegnać się z Drzewiarzem? I.K.: Nie wiem do końca, jak odpowiedzieć na to pytanie. Cele trenera Kościelniaka najwyraźniej gdzieś rozminęły się z celami prezesów klubu z Jasienicy, bo prezes Łaciok poinformował mnie, że umowy wygasającej w czerwcu nie zamierza przedłużać. Zadanie podstawowe w mojej pracy to dążenie do osiągnięcia jak najlepszych rezultatów. Tak jestem wychowany, że biorąc udział w jakiejś konkurencji chcę osiągnąć najlepszy z możliwych wyników. Szanuję decyzję prezesa Drzewiarza. To klub w niewielkiej miejscowości, na mecze IV-ligowego Drzewiarza nie przychodziło dużo ludzi. I rozumiem argumentację, że klub nie jest zainteresowany walką o awans. Wicemistrzostwo to w każdym razie największy sukces tego klubu i maksymalne osiągnięcie patrząc na potencjał, bo zespół z Bełku był poza zasięgiem. Nie mam żalu, że tak kończy się moja przygoda z Drzewiarzem, bo wspólnie wykonaliśmy tu kawał dobrej pracy.

Koscielniak Irek - A realizacja nałożonych celów? I.K.: Z Drzewiarzem rozpoczynałem pracę od rundy rewanżowej sezonu poprzedniego. Wtedy byłem osobą, której klub potrzebował. Rozmawiałem z prezesem Łaciokiem i wspólnie uznaliśmy, że mimo trudnej sytuacji chcemy IV ligę w Jasienicy utrzymać. Byliśmy objawieniem w rundzie wiosennej, w której zajęliśmy 2. miejsce, a mimo tego utrzymanie zapewniliśmy sobie późno. Należy podziękować zawodnikom za ten okres, który był dużo trudniejszy niż obecny. Cel natomiast został zrealizowany w stu procentach. Zostałem w klubie na nowy sezon. Prezes wielokrotnie mówił, że interesuje go utrzymanie, ale w trochę innym stylu. Zakładaliśmy znalezienie się w czołowej ósemce, by nie martwić się do końca o byt. Prezes Łaciok wyraził również cel drugorzędny – wprowadzenia kilku juniorów, wychowanków Drzewiarza do IV-ligowego zespołu. Za mojej kadencji zadebiutowali tacy piłkarze, jak Waliczek, Rzeźniczak, Kościelniak, Rusin, czy Pustelnik. To wszystko młodzieżowcy wprowadzeni z drużyny juniorów Drzewiarza. Dostawali szanse systematycznie, często wchodząc na boisko w momentach wcale niełatwych. Największy sukces tej młodzieży to wyeliminowanie z Pucharu Polski zespołu BKS-u, kiedy z mocnym przeciwnikiem graliśmy w dużej mierze odmłodzonym składem. Młodzież, o której wspomniałem płynnie wchodziła do drużyny, dzięki doświadczonym zawodnikom, co w wielu naszych meczach przynosiło znakomite efekty. Sami sobie zakładaliśmy kolejne cele, że super byłoby zająć miejsce wśród pięciu najlepszych zespołów naszej grupy. A z zawodnikami mówiliśmy o tym, że chcemy być na podium. Nie dość, że cel nadrzędny spokojnego utrzymania zrealizowaliśmy, to i te podrzędne udało się w mojej opinii wypełniać.

- Mieliście też „dołek” na wiosnę, co ciekawe w okresie, gdy już głośno mówiło się, że w Jasienicy dojdzie do zmiany trenera... I.K.: To bardzo dziwny zbieg okoliczności (śmiech). Bo paradoksalnie traciliśmy punkty nie dlatego, że zespół grał słabiej. Nie wiem czy nawet nie prezentowaliśmy się lepiej piłkarsko w porównaniu do meczów, w których punkty zdobywaliśmy. Mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że zawodnicy dawali z siebie „maksa” w każdym meczu, dążyli do zwycięstw i nie mogłem mieć żalu o te mecze, w których straciliśmy punkty. W piłce tak czasem bywa, że nic nie chce wpaść do bramki. To normalne, że taki okres się zdarza w każdej drużynie. Dopowiem, że zespół zareagował odpowiednio, bo nie szukaliśmy wewnętrznych, łatwych usprawiedliwień. Byliśmy świadomi, że zawodzi skuteczność. Nawet w ostatnim meczu z Unią dążyliśmy do wygranej, ale też efektu bramkowego naszych poczynań nie było. Byłbym niepoważny mówiąc, że zespół zagrał źle. Na dziś wygląda to tak, że Drzewiarz ma solidną obronę, dobrze współpracującą linię pomocy i bardzo silny atak. Gdyby nie kontuzje Kozielskiego, Zielińskiego i dużo nieobecności Jakowenki, to może o tym braku skuteczności w ogóle nie rozmawialibyśmy.

- Przygoda z ostatnimi dwoma klubami, w których pan pracował zakończyła się bardzo podobnie. Rekord doprowadził pan do awansu do III ligi, z Drzewiarzem zdobył pan wicemistrzostwo IV ligi. W obu klubach jednak włodarze zdecydowali o rozstaniu po sezonie... I.K.: To jednak zupełnie dwa inne kluby, inne sytuacje. Temat Rekordu zamknąłem dawno, życzę temu klubowi jak najlepszych wyników. A korzystając z okazji gratuluję drużynie i trenerowi, bo III liga była podzielona w tym sezonie na grupę silniejszą i słabszą, a Rekord znalazł się w tej lepszej. Prawdziwy egzamin dopiero przed nimi, ale jestem spokojny, że Rekord sobie poradzi.

- A Drzewiarz? I.K.: Jeśli zostanie trzon zespołu, a nie jest to takie pewne, bo kilku zawodników ma fajne propozycje z wyżej notowanych klubów na sportowy awans, to myślę, że praca, którą wykonaliśmy ze sztabem i drużyną nie zostanie zaprzepaszczona. Trener, który przejmuje stery jest doświadczony i liczę, że spokojnie zespół poukłada. Chciałbym, aby praca w Drzewiarzu przynosiła mu zadowolenie, tak jak miało to miejsce w moim przypadku.

- Trener Kościelniak też przechodzi do mocniejszego klubu. Jak doszło do porozumienia z GKS-em Katowice? I.K.: Na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu spotkałem się z prezesem Cyganem. Złożył mi wówczas propozycję objęcia posady drugiego trenera i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Cieszę się z tego faktu. GKS to mój macierzysty klub. Spędzałem tam całe dzieciństwo. Mieszkałem 400 metrów od klubu i stadionu, trenowałem tam, więc GKS Katowice był ciągle w moim serduchu. Rodzina kibicuje zresztą tej drużynie. Będę mógł rozwijać swój warsztat trenerski przy bardzo dobrym szkoleniowcu, jakim jest Piotr Piekarczyk. Jestem dumny z propozycji pracy w GKS-ie i będę starał się wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak potrafię.

- Dziękuję za rozmowę. I.K.: Dziękuję również.