Po poniedziałkowym treningu dotychczasowy szkoleniowiec Beskidu Jarosław Kupis zakomunikował, że rezygnuje z dalszej pracy w klubie. Zaskoczenia takim obrotem spraw nie krył prezes Ryszard Klaczak. Zwłaszcza, że prawie wszyscy piłkarze oznajmili, że pomimo sporych obniżek zarobków, co ma z kolei związek ze zmniejszonym wsparciem płynącym z firmy Teksid Iron Poland w dobie „dołka” w branży motoryzacyjnej, zamierzają grę w barwach IV-ligowca kontynuować.

W środę jednak trener Kupis trening ostatecznie poprowadził, już po jego zakończeniu zapadła decyzja o... pozostaniu w Skoczowie. – Parę rzeczy musiałem trenerowi wyjaśnić, a sam chyba przemyślał całą sprawę. Pożar został więc ugaszony, a nawet dodatkowo jeszcze zadeptany – mówi z satysfakcją sternik Beskidu.

Bardzo pozytywne w kontekście dalszych występów skoczowskiego zespołu w obecnym sezonie jest podejście zawodników. Jedynie Karol Lewandowski nie przystał na zmianę gaży i otrzymał zgodę na zmianę pracodawcy. – Na środowym treningu mieliśmy komplet. To pokazuje, jak piłkarze są przywiązani do klubu. Trenujemy dalej i mam też nadzieję, że niebawem startujemy w rozgrywkach ligowych. O naszą drużynę po tych wszystkich zawirowaniach wreszcie jestem spokojny – przyznaje Klaczak.

Jednocześnie klub poradził sobie w warunkach utrudnionej dostępności do boisk. To ze sztuczną nawierzchnią w Górnym Borze nie będzie mogło w najbliższym czasie stanowić bazy treningowej IV-ligowca, za to zajęcia futbolistów Beskidu będą odbywały się na pełnowymiarowym boisku w Wiślicy.