Na czele I ligi tenisa stołowego plasują się obecnie pingpongiści BISTS Bielsko-Biała. Z tą dyscypliną od 40 lat związany jest w stolicy Podbeskidzia Marek Gracz, który z klubem przeżył czasy najlepsze, ale i obecne – znacznie trudniejsze. Opowiada o tym w naszej STREFIE WYWIADU.

Marek Gracz SportoweBeskidy.pl: W jakiej kondycji jest dziś bielski tenis stołowy? Marek Gracz: Trzeba przyznać, że niestety w kiepskiej. Gdyby nie pomoc płynąca z miasta, to nie istnielibyśmy pewnie w ogóle. Klub utrzymuje się dziś z własnych składek. Straciliśmy sponsora tytularnego, jakim była firma Polsport, która wycofała się z racji ekonomicznych. Próbujemy teraz sami ciągnąć ten wózek. Nie jest to łatwe, bo środków mimo wszystko brakuje. Pozyskać sponsora na rynku bielskim jest dziś niezmiernie ciężko. Tym bardziej, że tenis stołowy jest dyscypliną niszową. To wiąże się z wynikami na arenie światowej, ale też promocją dyscypliny. Władze Polskiego Związku Tenisa Stołowego trochę mało w tym temacie robią. A konkurencja jest ogromna. W samym Bielsku mamy siatkówkę, piłkę nożną, futsal konkurencja duża. To dyscypliny topowe. Ale myślę, że na naszych meczach też się dużo dzieje. Poziom jest wysoki i myślę, że nikt przychodzący na nasze spotkania nie żałuje.

SportoweBeskidy.pl: Nie zawsze było tak ciężko wiązać koniec z końcem... M.G.: Kiedy byliśmy z dziewczynami w ekstraklasie w latach 1994-1996, sponsorował nas Polmos Bielsko-Biała. Dodatkowo miasto przeznaczało środki finansowe na klub. Później Polmos zainwestował w BBTS Original i nasza drużyna posypała się, choć mieliśmy szansę na Mistrzostwo Polski. Chciała przyjść do nas Anna Januszyk, jedna z najlepszych wówczas polskich zawodniczek. Dysponowalibyśmy wówczas najlepszym składem w kraju, mając już takie pingpongistki, jak Jolanta Landosz czy Alina Mikijaniec. Szkoda, że mimo pierwotnych planów doinwestowania klubu skończyło się inaczej. Pewna era tenisa stołowego w Bielsku-Białej dobiegła wówczas końca. Jeszcze w 1997 roku graliśmy w ekstraklasie i utrzymaliśmy się, ale później wszystko rozleciało się. Reaktywacja nastąpiła dopiero w 2005 roku. Graliśmy na poziomie zawodowym, ale młodymi chłopcami, którzy chodzili do Szkoły Mistrzostwa Sportowego Podbeskidzie. Co ciekawe, zdobyliśmy dla tej placówki Mistrzostwo Szkół Średnich na Śląsku, a mistrzami nie byli wtedy nawet młodzi piłkarze SMS-u. Przez trzy lata dobijaliśmy się do I ligi. W awansie pomógł nam Xiu Kai, który swego czasu występował w juniorskiej reprezentacji Chin. W Polsce był trenerem kadry narodowej kadetek, a obecnie pracuje w Krakowie, jest też asystentem trenera Tomasza Krzeszewskiego w seniorach.

Gracz BISTS SportoweBeskidy.pl: Nie chcieliście reaktywować żeńskiej drużyny? M.G.: Było prościej z chłopakami, którzy tu byli na miejscu i chodzili do szkoły w Bielsku. Jedni to bielszczanie, pozostali mieszkali w internacie. Nie ukrywam też z czysto trenerskiego punktu widzenia, że łatwiej pracuje się z chłopakami, choć z dziewczynami szybciej można zrobić dobry wynik. Wielu kolegów trenerów podkreślało, że nie chcieliby prowadzić kobiet. Można tu przywołać taką anegdot, iż trzeba powiedzieć odwrotnie niż zawodniczka ma zrobić, bo i tak zrobi na opak. Nie raz miałem tego przykłady w swojej pracy.

SportoweBeskidy.pl: Pan obchodzi w tym roku jubileusz i to całkiem okazały. M.G.: Dokładnie 40 lat związany jestem z tenisem stołowym. Zainteresowałem się tą dyscypliną za sprawą mojego taty. Nie wiem czy dobrze to czy źle, bo mógł mnie innym sportem „zarazić” (śmiech). Wychowałem się natomiast w rodzinie taty pingpongisty i gra w tenisa stołowego sprawiała mi przyjemność. Miałem swoje wzloty i upadki, jak to bywa z reguły i przerwę, po której do tenisa stołowego i tak wracałem.

SportoweBeskidy.pl: Będąc tyle lat przy dyscyplinie obserwuje pan chyba, że zainteresowanie popularnym pingpongiem wśród młodego pokolenia nieco wygasło? M.G.: W okresie jesienno-zimowym młodych osób grających w pingponga przybywa. Latem natomiast tendencja jest odwrotna. Pracuję w Bielsko-Bialskim Ośrodku Sportu i Rekreacji prawie 20 lat. Sami widzimy, że spada zainteresowanie młodzieży sportem. Kiedyś w amatorskich turniejach grało 30, 40 drużyn. Dziś zgłasza się ich do turniejów 8 czy 10 i dyscyplina nie ma tu znaczenia. Postęp cywilizacyjny, dostęp do gier komputerowych, internetu sprawia, że młodzież ucieka od sportu. Pracowałem też jako wuefista i powiem, że zajęcia szkolne odgrywają wielką rolę. Nauczyciele powinni być motorem napędowym i autorytetem dla dzieci. Nakłaniać do uprawiania sportu, aktywności fizycznej. O dziwo większe zapotrzebowanie na sport widzę wśród starszego pokolenia, podczas gdy młodzież szuka czegoś innego. Sporty ekstremalne czy walki cieszą się sporą oglądalnością. Powtarzam, że zmierzamy do igrzysk w dawnym kształcie. Ludzie chcą oglądać walki w klatce, MMA, różne odmiany boksu. Duża w tym rola mediów, aby pokazywać określone sporty. Tenisa stołowego pokazuje się mało. Widziałem ostatnio turniej z cyklu Grand Prix w Dubaju, gdzie cała czołówka światowa prezentowała się. A szejkowie siedzieli i oglądali. Kiedyś weterani pojechali na turniej do Dubaju i mówili, że grali tam na... złotych stołach.

Gracz Marek 2 Tymczasem chcę zauważyć jedno – tenis stołowy to dyscyplina dla każdego. Psychologowie mówią, że to jedna z niewielu dyscyplin, która ludzi przygotowuje do normalnego życia. W naszej grze jest dużo elementów – stół, rakietka, piłeczka. Wielu moich wychowanków trafiło do piłki nożnej czy siatkówki uczęszczając wcześniej na pingpongowe treningu. Bez wątpienia to sport ogólnorozwojowy. Liczy się tu refleks, wyczucie, no i oczywiście sama aktywność ruchowa. W „dawnych czasach”, co wiem z relacji mojego taty, bramkarze BKS Stal przychodzili raz w tygodniu na treningi tenisa stołowego! Jest to nawet sport dla osób niepełnosprawnych, czego przykładami są Natalia Partyka, albo Patryk Chojnowski. Byłem niedawno na szkoleniu trenerów, którzy mają pracować z niepełnosprawnymi. To, co zobaczyłem zaszokowało mnie. Zmierzyłem się z mistrzem Europy na wózku i... ograł mnie. W Bielsku-Białej prowadzimy rozgrywki Amatorskiej Ligi Tenisa Stołowego i grają w niej zawodnicy, którzy mają pod 80 lat. Najstarsza łącznie drużyna liczy ponad 220 lat. Czy trzeba lepszych przykładów, że to sport dla każdego?

SportoweBeskidy.pl: A co jeśli pojawi się szansa awansu drużyny męskiej BISTS do ekstraklasy? M.G.: Jesteśmy na pierwszym miejscu. Ale jest tak, że zarówno 1., jak i 2. miejsce nie dają awansu automatycznego, bo gra się jeszcze „po przekątnej” z zespołami z grupy północnej I ligi. Co byłoby gdyby? Wówczas trzeba mierzyć siły na zamiary. Chcielibyśmy grać w elicie, ale by się w niej utrzymać musielibyśmy znaleźć środki na pozyskanie zawodnika, który by w tym pomógł. Obecnie gramy czterema zawodnikami, w ekstraklasie gra się trzema. Główny mankament to więc pozyskanie bardzo wartościowego zawodnika. Teraz skład mamy wyrównany. Składa się z dwóch zawodników doświadczonych i dwóch wychowanków, którzy grają u nas od lat. Każdy jest w stanie zrobić punkty. Mamy mocne deble, tylko trzy z nich przegraliśmy w całych rozgrywkach. Cieszy mnie, że udało się stworzyć w Bielsku-Białej kolektyw. Wszystkim gra się dzięki temu lepiej. Łatwiej też te niełatwe czasy przetrwać.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. M.G.: Dziękuję.