Niewiele, a może i nic nie wskazywało na to, że wiślanie będą mieli jakiekolwiek problemy z uzyskaniem awansu. W 16. minucie objęli zasłużone prowadzenie, po zmarnowanych wcześniej okazjach, a gola otwierającego wynik w osobliwy sposób strzałem w okienko z rzutu wolnego zdobył Szymon Płoszaj. Ten sam snajper ekipy z Wisły rezultat „podcinką” z 11. metrów podwyższył na 2:0, a w 35. minucie drogę do celu znalazła główka Mateusza Tomali. Przy komfortowej zaliczce wiślanie z tonu spuścili, przynajmniej w aspekcie egzekwowania bramkowych szans.

A gospodarze? Szansę i owszem zwietrzyli. Co najgorsze za sobą miał strzegący „świątyni” Blaszoka Ireneusz Trojanowski, a doświadczeni zawodnicy, jak Dariusz Ihas, Krystian Romejko, czy Tomasz Gredka zaczęli stwarzać kłopoty defensorom WSS Wisła. Tuż przed przerwą wspomniany Gredka spożytkował kolejną tego dnia „11”, co jeszcze wzmogło emocje po zmianie stron. I choć trudno w to uwierzyć amatorski zespół skazywany na pożarcie doprowadził do... dogrywki. Gredka z następnego, tym razem wątpliwego rzutu karnego, a w 80. minucie Tomasz Ziebura wprawili gości w kiepski nastrój. Ci ostatecznie uratowali się przed kompromitacją. W 109. minucie kolejny fenomenalny strzał Płoszaja z rzutu wolnego tuż zza „16” rozstrzygnął niespodziewanie zacięty bój.

Awans wiślan ucieszył, ale styl pozostawił znak zapytania odnośnie formy przedstawiciela bielskiej „okręgówki”. – Znacznie wcześniej powinniśmy zapewnić sobie awans, ale wybornych szans nie potrafiliśmy zamienić na gole. Oby w kolejnym meczu pucharowym z Kuźnią było inaczej – zauważył trener gości Tomasz Wuwer.