
Prowadzenie, gra w przewadze i... brak awansu
Drużyny z samego szczytu V-ligowych zmagań w województwie śląskim zmierzyły się w bezpośrednim meczu pucharowym. Ten miał scenariusz zgoła niecodzienny.
Nominalna „dwójka” Orła Łękawica, rzecz jasna złożona w części z zawodników biegających na co dzień po boiskach V ligi, po 17. minutach była na najlepszej drodze, aby piłkarzy Szombierek Bytom odesłać „z kwitkiem”. Wpierw prostopadłe podanie od Łukasza Radomskiego otrzymał Marcin Wróbel, dograł do Kamila Małolepszego, który zainicjował rezultat środowego starcia w kontekście strzeleckich łupów. Za moment przywołany duet, po akcji z udziałem także Jakuba Kosa, zamienił się rolami. Wróbel głową pokonał golkipera Szombierek. Wprawdzie w 22. minucie goście po kontrataku zmniejszyli stratę, ale w 34. minucie jeden z bytomskich piłkarzy wyleciał z placu gry z „cegłą” za bezpardonowe powstrzymanie szarży Wróbla. Wydawało się, że zadanie łatwiejsze dla gospodarzy być nie może, a ich obecność w kolejnej fazie Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim to pewnik...
Kolosalne znaczenie dla losów spotkania miało zdobycie przez bytomian w doliczonym czasie pierwszej części gola dającego wyrównanie. Liczebna przewaga ekipy z Łękawicy nie była widoczna w toku rywalizacji boiskowej. – Od początku drugiej połowy był to taki zamknięty mecz, a sytuacji bramkowych było w nim niewiele. Rywal prezentował się bardzo dobrze, grając na dużej intensywności – opowiada Krzysztof Wądrzyk, trener Orła.
Decydujący cios zadali w 87. minucie piłkarze z Bytomia. I tylko żałować wypada, że gospodarze nie byli w stanie odpowiedzieć przy wypracowanych sytuacjach. Sam na sam ze świetnie dysponowanym bramkarzem Szombierek znalazł się Robert Mrózek, ale pokonać go nie zdołał podobnie, jak strzelający w kierunku „świątyni” Kos i Małolepszy.
Nie sposób nie odnotować, że w szeregach Orła zabrakło dziś z racji przekroczonych limitów i urazów sporej grupy podstawowych piłkarzy, w tym m.in. Damiana Chmiela, Seweryna Caputy, Filipa Moiczka, Kamila Gazurka, Mykhailo Lavruka czy Sebastiana Pępka. – Przegraliśmy trochę nie w naszym stylu, ale patrząc na personalia nie wzięło się to znikąd. Był to w każdym razie wartościowy mecz, w którym zawodnicy młodsi i mniej grający mogli się pokazać – podkreśla Wądrzyk.