Wyżej notowanych zawodników „trójki” Podbeskidzia gospodarze się nie przestraszyli. Mało tego, zanim upłynęły 2 kwadranse meczu „odjechali” faworytowi. W 18. minucie Adrian Pająk głową skierował futbolówkę do siatki, zaś w 23. minucie przytomnym lobem popisał się Dominik Natanek. – Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo fajna. Problemy, z którymi borykaliśmy się przystępując do meczu, dały jednak się we znaki po przerwie – przyznaje Tomasz Sala, szkoleniowiec Sokoła, któremu przyszło radzić sobie bez m.in. Brazylijczyka Marquinhosa czy kapitana Artura Mynarskiego, a w przerwie z racji kontuzji murawę opuścić musiał strzelec gola otwierającego rezultat.

Rewanżowe 45. minut było zarazem znacznie lepsze w wykonaniu bielszczan, którzy sposób na defensywę ekipy z Hecznarowic i jej bramkarza Sławomira Tlałkę znajdywali w 55. i 66. minucie spotkania. Dopiero w ostatnich 10. minutach miejscowi przebudzili się i o mały włos, a zgarnęliby pełną pulę. W jednej z sytuacji domagali się rzutu karnego, do siatki trafił nawet Natanek, ale odgwizdany został wówczas dyskusyjny spalony. Zamęt w obrębie „16” Podbeskidzia III powodowały także dalekie wykopy bramkarza, m.in. strzał Rodrigo obronił golkiper przyjezdnych. Podobny był finał próby głową Bogdana Swarzyńskiego po stałym fragmencie.

Sokół liczyć musi, że jutro punkty w starciu z Fortuną Wyry straci Krupiński Suszec. To z nim zmierzą się wtedy hecznarowiczanie na sam koniec sezonu, w konfrontacji, która o kwestii utrzymania może zdecydować.