
Sami są sobie winni
Pokonanie Hutnika Kraków na Stadionie Miejskim było jednym z warunków koniecznych, aby rzutem na taśmę Podbeskidzie załapało się do walki o I ligę.
Za 90. minut wszystko będzie jasne - zapowiadał bielski klub w mediach społecznościowych, marząc o tym, aby obwieścić heroiczną batalię o rychły powrót do I ligi po konfrontacji z Hutnikiem Kraków. Goście do Bielska-Białej zawitali też "pod ciśnieniem", bo i ich niewiele dzieliło od barażowej lokaty. Po meczu emocje tak szybko nie opadły, a obie drużyny połączyło... rozczarowanie w konsekwencji rozstrzygnięć 34. kolejki.
W 82. minucie na Stadionie Miejskim zapanowała wrzawa, bo Bartosz Florek wykorzystał sytuację sam na sam z golkiperem Damianem Hoyo-Kowalskim. Potyczka przedłużona o 7. minut przez arbitra przysporzyła gospodarzom szansy na dobicie przeciwnika. Dokonał tego "last minute" Maciej Górski i było 2:0, ale...
Równolegle po punkcie w swoich spotkaniach wywalczyły drużyny Świtu Szczecin i KKS Kalisz, dzięki czemu to one zastopowały "Góralowi" na drodze powrotu. Podopieczni Krzysztofa Brede punktów uzbierali łącznie 51, a więc dokładnie tyle, co kaliszanie, ale oba mecze z nimi przegrali, w tym w ubiegły weekend - jak się okazało kluczowy dla olbrzymiego zawodu. Pocieszenie to żadne, ale z perspektywy całego sezonu potencjalny awans byłby cudem, a nie wynikiem, na który Podbeskidzie zasłużyło.
Co jeszcze warto z dzisiejszej rywalizacji zapamiętać? Choćby to, że wzorem wielu innych meczów II-ligowych losy mogły równie dobrze potoczyć się w obie strony. W 37. minucie Michał Willmann i Lucjan Klisiewicz przetestowali golkipera gości, ale wcześniej to samo uczynił m.in. Patryk Kieliś, którego zatrzymał Konrad Forenc. Po przerwie, w 64. minucie, Patrik Misak uderzył tak, że golkiper Podbeskidzia również musiał ratować swoją drużynę. Z kolei "Górale" w 87. minucie trafili do siatki, ale sędzia nie zaliczył szarży Klisiewicza.