Tytuł w dużym skrócie odnosi się do sobotnich derbów IV-ligowych w kontekście jasienickiego Drzewiarza. Gospodarze meczu z Czarnymi-Góralem potrzebowali dużo czasu, by z oporem gości poradzić sobie.

Papatanasiu Drzewiarz W pierwszej kolejności odnieść należy się do sporych osłabień personalnych Drzewiarza. Z różnych powodów trener Ireneusz Kościelniak nie mógł skorzystać z kilku zawodników, w tym całego kwartetu ofensywnego kadry Drzewiarza. Kontuzje wykluczyły z gry Adama Kozielskiego i Dominika Zielińskiego, z powodów kartkowych obowiązkową pauzę zaliczyli Krzysztof Koczur i Daniel Jakowenko. Nieobecny był również kontuzjowany defensor Konrad Pala, z reguły podstawowy zawodnik jasienickiego zespołu. – Nie pamiętam sytuacji, w której miałbym tak długą listę piłkarzy niezdolnych do gry. W dodatku to zawodnicy podstawowi, stanowiący o obliczu drużyny. Wyraźnie pokrzyżowało nam to plany – zaznacza szkoleniowiec wicelidera IV ligi śląskiej, grupy 2.

Trener ekipy gospodarzy sobotnich derbów od początku konfrontacji zdecydował się na wariant ofensywny z trzema napastnikami. O ofensywne zakusy zadbać mieli Krystian Papatanasiu, Łukasz Kościelniak i Michał Grześ. – Faktycznie zagraliśmy trzema napastnikami, ale dla żadnego z nich nie była to nominalna pozycja. Wiedzieliśmy natomiast, że rywal będzie starał się przede wszystkim bronić dostępu do swojej bramki – dodaje trener Kościelniak.

IV-ligowe derby miały dwa oblicza. Do 60. minuty, kiedy goście z Żywca objęli prowadzenie, na boisku nie działo się nic szczególnego. Wspomniana bramka miała istotny wpływ na przebieg gry. – Nasza gra zupełnie się nie kleiła. Mecz był brzydki dla oka, sporo było fauli. Po stracie gola przemeblowałem ustawienie, do ataku przesunięty został Robert Basiura (zdobył 2 bramki  przyp. red.). To przyniosło wreszcie efekt. Stworzyliśmy sobie kilka okazji, z których trzy wykorzystaliśmy i ostatecznie spokojnie wygraliśmy – kwituje szkoleniowiec Drzewiarza, który w beskidzkich derbach w sezonie 2014/2015 zanotował stuprocentową skuteczność.