
Miało być ciężko i... było
Dopiero w drugiej połowie swojej ligowej inauguracji piłkarze Błyskawicy Drogomyśl zrobili to, czego oczekiwali ich kibice.
– Do przerwy byliśmy świadkami piłkarskich szachów. Żadna z drużyn nie chciała stracić bramki. O mało co nie powróciły demony z przeszłości, bo mogliśmy sami sobie stworzyć problem – opowiada Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, nawiązując do wślizgu, jaki wykonał Vitalyi Miklosh i omal nie pokonał w ten sposób własnego bramkarza. Jednocześnie na nic zdawały się wysiłki zaskoczenia defensywy zespołu z Krzyżanowic przy licznych stałych fragmentach.
Wynik „drgnął” za to w 50. minucie. Bartłomiej Szołtys umiejętnie przedarł się ze skrzydła w kierunku środka boiska, zdecydował się na strzał po ziemi z okolic 20. metra, a futbolówka po odbiciu się od słupka zatrzepotała „w sieci”. Scenariusz spotkania od momentu otwarcia rezultatu był do przewidzenia. Zawodnicy LKS-u prostymi środkami usiłowali odrobić stratę, ale defensywa Błyskawicy zachowała czujność. Goście próbowali też spożytkować stałe fragmenty i sprzyjające temu warunki fizyczne. Z kilku kontr drogomyślanie wykorzystali jedną. W 85. minucie Miklosh „uruchomił” Dawida Okraskę, który zapewnił gospodarzom sukces. Wyręczył tym samym nominalne „strzelby”, a więc Krzysztofa Koczura i Eryka Rybkę, którzy mimo sytuacji bramkowych pozostali z „pustym przebiegiem”.