Przejechałem wczoraj beskidzką pętlą przez Bystrą, Szczyrk, Salmopol, Wisłę i Ustroń do stolicy Podbeskidzia – naszego wspaniałego Bielska-Białej. Cudowna, świąteczna atmosfera widoczna jest wszędzie. Na każdym kroku wyczuwałem ten magiczny czas przed Bożym Narodzeniem.

Było też piękne spotkanie mieszkańców i gości na wypełnionym po brzegi bielskim rynku. Wiele roześmianych buzi dzieci i dorosłych. Wspólne kolędowanie to czas oczekiwań na podniosłe obchodzenie w Beskidach, Świąt Bożego Narodzenia. Kochać te święta to kochać ludzi. Ten świąteczny nastrój miłości udziela się też wielu ludziom sportu, których z rodzinami spotkałem na bielskim rynku. I to sianko pod śnieżnobiałym obrusem, kruchy opłatek, pierwsza gwiazdka na niebie i puste nakrycie dla niespodziewanego gościa. Miłość, przyjaźń, pojednanie, darowanie win i wybaczanie. To ciepło lat dzieciństwa płynące z rodzinnego domu i same dobre myśli przekazywane do przyjaciół, krewnych i znajomych.

wojtulewski

W te dni przedświąteczne, niejako pod choinkę, dostaliśmy wspaniały prezent. Książkę! Książkę o przemianie. Biografię „Wojciech Fortuna – skok do piekła”, której autorem jest dobrze znany w Bielsku-Białej i Beskidach, śląski dziennikarz Leszek Błażyński. Zawarte są w niej liczne wątki dotyczące Bielska-Białej i wielu beskidzkich skoczków narciarskich, jak Piotr Wala czy Tadeusz Pawlusiak. W ciągu kilku dni sprzedaży już widać ogromne zainteresowanie tą książką, która jest ostrzeżeniem dla wszystkich sportowców, że tak łatwo wejść na szczyt i równie łatwo z niego spaść.

Nie chcę czynić łatwych porównań, ale nadchodzi cudowna noc bożonarodzeniowa. To noc zjednoczenia Boga z człowiekiem. Licha stajenka jest jak pałac, do którego zmierzają ubodzy pasterze i bogaci królowie. Prości ludzie i mędrcy. Dobra Gwiazda wskazuje im dobrą drogę ku przemianie. I na tej dobrej drodze jest od paru lat Wojciech Fortuna. Jedyny polski mistrz olimpijski w sportach zimowych XX wieku. Bo ta książka Leszka Błażyńskiego „Wojciech Fortuna – skok do piekła" to opowieść o życiowych upadkach mistrza olimpijskiego, o listach gończych, podejrzeniu o morderstwo, ciemnych interesach, pobytach w więzieniu. Ale jest to książka optymistyczna. Bo jest przemiana i zwycięstwo mistrza nad samym sobą. Z książki dowiaduję się, że dzięki wspaniałej kobiecie, dziś żonie, mistrz olimpijski od kilku lat wiedzie spokojne i szczęśliwe życie na Podlasiu. Nie chce słyszeć o powrocie do Zakopanego. W USA poznał i pokochał pochodzącą z Podlasia kobietę. Osiadł w Puszczy Augustowskiej, we wsi Gorczyca. A w pobliskiej miejscowości Szelment urządził Muzeum sportów zimowych, którego jest kustoszem i oprowadza liczne grupy turystów. Po swoim życiowym piekle, na dalekim od Zakopanego Podlasiu, odnalazł raj na ziemi. I ten „Góral z krwi i kości” wiedzie dziś szczęśliwe, dostatnie i dostojne życie na Podlasiu...

Janusz Kochan, prezes Podlaskiej Rady Olimpijskiej w Białymstoku, mówi: „Wojciech Fortuna to olimpijska ikona sportowców Podlasia. To człowiek bardzo szanowany, zaangażowany w działalność społeczną dla dobra całego regionu i podlaskiego sportu. Cieszy się wielkim szacunkiem wszystkich władz województwa podlaskiego, szczególnie za upowszechnianie idei olimpijskiej w regionie”.

I tak się teraz zastanawiam, co takiego wydarzyło się w ubogiej stajence dwa tysiące lat temu, że w człowieku jest tyle dobra, które zwyciężyło zło. Myślę, że to bardzo proste – urodził się Bóg, mający serce człowiecze gotowe do kochania każdego z nas... Wojciecha Fortunę również, o czym pisze w swojej książce Leszek Błażyński.

Wszystkim sportowcom, całemu środowisku sportowemu, a przede wszystkim ludziom z Bielska-Białej i Beskidów wszystkiego najlepszego, cudownych, polskich Świąt Bożego Narodzenia życzy Sławomir Wojtulewski.