„Spod Kopca do Ligi Mistrzów”. Tytułowy kopiec oraz Liga Mistrzów to dwa bieguny spajające historyczną klamrą 20 lat istnienie Beskidzkiego Towarzystwa Sportowego Rekord, wcześniej Lipnik. Z okazji jubileuszu powstała książka traktująca o historii klubu. Na naszych łamach będziemy systematycznie przytaczać jej fragmenty, zachęcając tym samy do nabycia unikatowej pozycji autorstwa Jana Pichety. ksiazka rekord Dzisiaj kilka wypowiedzi traktujących o pracy rozjemców...

Roman Miszczak:  Gramy gdzieś na wyjeździe. Sędzia Zbigniew Kosmala pyta z zaciekawieniem, jakie mamy getry? Białe? To takie jak gospodarze. Musicie zmienić... Gospodarze nie chcę pożyczyć. Co mamy zrobić? – Nie przejmujcie się, panowie, ja mam w samochodzie czternaście par. To kosztuje... tyle a tyle  powiada sędzia. Zagraliśmy więc w zielonych strojach i... granatowych getrach. Jeszcze za czasów trenera Antoniego Nieroby jeden z sędziów wsławił się tym, że uznał gola strzelonego Rekordowi przez dziurę w bocznej siatce.

Tomasz Wiejacha:  Niektórzy arbitrzy wprost nam mówili: – Tutaj nie wygracie. Prowadziliśmy, ale w miarę zbliżania się meczu do końca sędziowie podejmowali kilka decyzji, które zmieniały obraz gry i było po zawodach.

Piotr Bubec:  Być może jesteśmy jednym z niewielu klubów, który sędziom nie dał ani grosza. Ani prezes, ani my sami byśmy się na to nie zgodzili. Dlatego w zamierzchłych czasach sędziowie gwizdali przeciwko nam.

Andrzej Szal:  Kiedy pojechaliśmy do Chojnic, to z uśmiechem na ustach wszyscy zawodnicy i działacze mówili nam, że nie mamy z nim żadnych szans. Wygrywaliśmy jednak do przerwy 1:0. Wtedy do szatni wpadł człowiek, którego nazwaliśmy „Krzyżakiem”, rzucił wielki łańcuch na biurko i powiedział: – Panowie, albo to wygramy, albo stąd nie wyjedziecie. W drugiej połwoie nie zrobiliśmy „sztycha”. Co prawda strzeliliśmy wtedy na 2:0, ale sędzia gola nie uznał, bo rywalom zrobiłoby się już... ciepło. Przegraliśmy 1:5.

Roman Miszczak: - Arbitrzy powodowali, że na wyjazdach grało nam się bardzo ciężko. W Opolu działy się cuda. Pamiętam, że Piotr Pawełek przewrócił się w polu karnym. Leżąc na parkiecie dotknął przypadkiem piłki ręką. A sędzia od razu tak: – Karny, czerwona kartka, dziękuję! Po latach arbiter ten przyznał, że kiedyś sędziował po gospodarsku.

Książkę można zakupić w recepcji sportowej Ośrodka Sportowo-Szkoleniowego „Rekord” przy ul. Startowej 13.