Mecz od początku do końca przebiegł pod naszą pełną kontrolą. Po zawodach podziękowałem chłopakom za to, że obie połowy rozegrali do dobrym, równym poziomie - przyznał na łamach klubowej strony Dariusz Klacza, trener Rekordu. 

 

Odpowiadając na pytanie ze wstępu – tak, Rekord potwierdził swoją wyższość na boisku i aż nadto widoczne była różnica klas w grze obu zespołów. Początkowy fragment spotkania miał jednego aktora. Filip Waluś już 3. minucie otworzył wynik meczu, po tym jak z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki po podaniu Tomasza Nowaka. Chwil kilka później Waluś ponownie fetował trafienie. Tym razem w rolę asystenta wcielił się Daniel Świderski, choć również duży udział przy tym golu miał Nowak. Nie ma ci ukrywać, wyśmienity początek w wykonaniu Rekordu zdeterminował boiskowe wydarzenia w kolejnych etapach meczu. Beniaminek III ligi nie był w stanie w sposób znaczący zagrozić biało-zielonym. Goście natomiast na przerwę mogli schodzić przy bardziej okazałym wyniku, lecz Świderski nie wykorzystał dobrej próby. 

 

Nie obniżyli "lotów" piłkarze Rekordu po zmianie stron. W 56. minucie Kacper Kasprzak celną "główką" podwyższył wynik na 3:0. W tzw. międzyczasie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał zawodnik LZS-u. Grając w przewadze bielszczanie zwyciężyli finalnie 4:0. Ostatni na listę strzelców wpisał się Mariusz Idzik, który celnie przymierzył z rzutu wolnego.