Pan Czesław bez „kindersztuby”
Mój partner tenisowy, były dziennikarz, a dziś szkoleniowiec następczyń sióstr Radwańskich, człowiek sportu w każdym calu, Marek Kubizna, zapytał mnie na korcie co się stało z piłkarską drużyną Podbeskidzia, że po tak wspaniałej poprzedniej rundzie i cudownym ocaleniu Ekstraklasy Górale znów zamykają tabelę. Powiem wam szczerze, że – jak mówi jeden z bohaterów popularnego serialu telewizyjnego – „zatkało kakao”, bo nie wiedziałem co odpowiedzieć tenisowemu trenerowi.
Może to sprawa banalnie prosta. Górale zapomnieli, jak się wygrywa, jak się strzela bramki. Przeprowadziłem w tym temacie wśród znajomych swój mały, prywatny sondaż. Rewelacji w tym temacie nie usłyszałem. Nawet tak znakomity znawca sportu, olimpizmu, jeden z głównych kreatorów działalności Beskidzkiej Rady Olimpijskiej Bogdan Dubiel odpowiedział, że to brak szczęścia jest przyczyną fatalnej passy Górali tej jesieni. Na to pytanie najlepiej umiałby odpowiedzieć Czesław Michniewicz, ale nie zjawił się na umówionym z dziennikarzami spotkaniu. O tym będzie za chwilę.
Myślę, że są dwie przyczyny, że dziś się mówi „odwróć tabelę, Górale na czele”. Prochu nie wymyślę. To wszyscy widzą, ale mało kto mówi. Uwidocznił się brak piłkarskiej jakości w drużynie. Szczególnie teraz się uwydatnił po cudownej wiośnie. I tak niestety jest na całym świecie, że za utratę piłkarskiej jakości odpowiedzialny jest trener i stąd dymisja Czesława Michniewicza. Uważam, że słuszna! Mimo mojej sympatii do Pana Czesława przyklaskuję decyzji prezesa Boreckiego, że dał drużynę Górali pod opiekę trenerowi Ojrzyńskiemu. Mam nadzieję, że trener Leszek Ojrzyński usunie drugą przyczynę, która według mnie spowodowała „dołowanie” w tabeli. Bardzo liczę, że Górale odzyskają swoją tradycyjną, wielką waleczność, która może uzupełnić i zastąpić w trudnych momentach inne walory czysto piłkarskie. Mam nadzieję, że mający ksywę „Rambo” trener Ojrzyński wszczepi Góralom ten gen waleczności boiskowej.
Uważam, że był to ostatni dzwonek na zmianę trenera, bo jeszcze kilka przespanych meczów i można by było nad Góralami wywiesić białą flagę. I jeszcze jedno. Chodzi o pewne zasady, o szacunek dla innych, o dotrzymywanie słowa. W Bielsku-Białej mówi się o „kindersztubie”, ale Czesław Michniewicz chyba tego nie wie. Bo mimo, że obiecał prezesowi Boreckiemu przyjście na wspólną konferencję prasową z nowym trenerem Ojrzyńskim i oczekiwało na niego kilkunastu zawiedzionych dziennikarzy, nie pojawił się. Mam nadzieję, że nie ma tu zastosowania przysłowie „czego mały Czesio się nie nauczy, tego duży Czesław nie będzie umiał”.
Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski