Wizyta Odry Wodzisław w Landeku wywoływała zrozumiałe emocje, wszak to drużyna, która punktu na wiosnę z zadziwiającą regularnością, należąc do ścisłej „szpicy” tabeli rundy rewanżowej. Gospodarze, po udanej poprzedniej części ligi, długo nie zachwycali, a co najgorsze – nadspodziewanie rzadko dopisywali do swojego dorobku zdobycze. Stawką bezpośredniej konfrontacji był stempel na utrzymaniu.

Optymizm wśród drużyny prowadzonej przez Mateusza Wranę zapanował szybko po starcie rywalizacji. W 6. minucie miejscowi rzut rożny rozegrali na tyle umiejętnie, że Marcin Mizia jako ostatni uderzył piłkę, która zatrzepotała „w sieci”. Odra zmuszona więc została do ponoszenia większych nakładów sił w ofensywie, by forsować defensywę Spójni, ale to landeczanie byli skuteczni. W 55. minucie ponownie egzekwowali kornera, futbolówka dotarła do Piotra Tomiczka, którego dośrodkowania na dalszy słupek bramki nie dotknął żaden z piłkarzy włącznie z... bramkarzem. Przyjezdni tym razem w 67. minucie wreszcie dopięli swego i przypuścili wzmożony atak, by wyjechać z punktowym łupem.

– Rywal przycisnął mocno, momentami dominował na boisku, ale broniliśmy się mądrze. Takiego scenariusza mogliśmy natomiast uniknąć – stwierdza szkoleniowiec Spójni i przywołuje sytuację optymalną, jaką przy rezultacie 2:0 zmarnował w sobie tylko wiadomy sposób Koki Togitani.

Powtórna zmiana wyniku to już 90. minuta, gdy Adrian Pindera w kontrze zagwarantował gospodarzom arcyważną wygraną. – Ciężki był to mecz przeciwko zespołowi z pomysłem na grę. Przeciwstawiliśmy mu swój plan i dobrą postawą zgarnęliśmy punkty, z których cieszymy się wyjątkowo – mówi z zadowoleniem trener Wrana.