Nadwiślanin Gromiec nie okazał się przeciwnikiem na tyle mocnym, aby dotrzymać kroku solidnie prezentującej się ekipie GLKS Sferanet. Doskonale potwierdza to przebieg pierwszej części sparingu, w której goście raz za razem „dziurawili” siatkę bramki rywala. Strzelanie rzutem wolnym rozpoczął Mateusz Kubica. Na 2:0 podwyższył Jakub Mańdok, któremu asystował Jakub Czadankiewicz. Za sprawą Dawida Kruczka, wieńczącego wrzutkę z kornera autorstwa Kubicy, gospodarze doznali kolejnego ciosu, a „demolkę” przed przerwą dopełnił Kubica, celnie główkujący w następstwie dośrodkowania Macieja Marca z rzutu rożnego. I nawet skuteczna „11” ekipy z Gromca nie zmąciła świetnych nastrojów w wilkowickich szeregach, które towarzyszyły jej zresztą jednakowoż po powrocie drużyn na murawę. Gole też padały, choć wśród strzelców osamotniony był Daniel Kasprzycki, wieńczący pogrom 6:1.

Nie tylko okazałe łupy bramkowe były dla szkoleniowca wilkowiczan powodem do satysfakcji. – Udaliśmy się nieco dalej na mecz, ale zagraliśmy go na trawie, a o tej porze roku mało kto może sobie na to pozwolić. To zupełnie inna specyfika do znanej z większości zimowych sparingów. Mieliśmy namiastkę ligi i na tle rywala wyglądaliśmy dobrze. Cenne jest to, że gospodarze nie skupiali się wyłącznie na defensywie i odkopywaniu piłki, przez co spotkanie było ciekawe do oglądania – skomentował Krzysztof Bąk, szkoleniowiec GLKS-u.