Victoria początkowo wywiązywała się doskonale z roli faworyta. W 9. minucie prostopadłe podanie od Szymona Lizaka otrzymał Kamil Szajter, a po wygraniu pojedynku z obrońcą Spójni uderzył w sposób nieosiągalny dla Radosława Kalisza. Wynik ponownie na korzyść gości zmienił się w 32. minucie. Sprzed pola karnego mierzony strzał na dalszy słupek oddał Dawid Okraska.

A marzący o sprawieniu sensacji zebrzydowiczanie? Przyznać trzeba, że wiele do powiedzenia w tym fragmencie spotkania nie mieli. – Byliśmy mocno cofnięci, bo chcieliśmy powtórzyć scenariusz z meczu z rywalem z Radziechów, kiedy sprawiliśmy tak niespodziankę. W ofensywie nie zrobiliśmy „sztycha”. Później dopiero mecz się wyrównał i wstydu na pewno nie przynieśliśmy – przyznaje Piotr Puda, trener miejscowych, którzy zgoła nieoczekiwanie w ostatnich minutach premierowej części zaskoczyli Victorią. I to podwójnie! W 34. minucie rzut karny bezbłędnie wykorzystał Dominik Szczęch, co było następstwem faulu Dominika Tomicy wobec Grzegorza Kopca. W 40. minucie Spójnia wyrównała, bo żaden z rywali nie zastopował Kopca, a uderzenie z gatunku tych niekoniecznie trudnych przepuścił Szymon Wawrzyczek.

W Zebrzydowicach kibice na nudę narzekać nie mogli również po zmianie stron. Swojej szansy na objęcie prowadzenia gospodarze nie potrafili spożytkować – biegnący od połowy samotnie w kierunku „świątyni” Victorii Kopiec posłał futbolówkę obok celu. To się zemściło. W 65. minucie rzut wolny uderzeniem nad murem okrasił Szajter. Do napastnika gości należało także ostatnie słowo podczas niedzielnej batalii. Wynik na 4:2 ustalił po asyście Patryka Kabiesza, raz jeszcze potwierdzając hat-trickiem olbrzymią wartość dla zespołu pozostającego w ścisłej czołówce „okręgówki” i zdającego się wracać na właściwe tory.

– Generalnie tylko na krótko straciliśmy kontrolę nad meczem, ale w porę zareagowaliśmy tak, jak trzeba. Zwycięstwo jest ważne, bo ciężkie wyzwania przed nami w najbliższym czasie – zaznacza trener zwycięzców Jakub Mrozik.