Goście dali się zaskoczyć już w 4. minucie, kiedy do siatki piłkę skierował Kamil Sikora. To większego wpływu na przebieg gry nie miało o tyle, że Tempo stratą się nie zraziło i mogło stosunkowo szybko odpowiedzieć. Najlepsza szansa to strzał Jakuba Legierskiego – futbolówka odbiła się od słupka i przetoczyła wzdłuż linii bramkowej. Bardziej niż skromny dystans do piłkarzy ROW-u martwić mógł uraz Macieja Ruckiego. Defensor zmuszony był opuścić murawę, a przy innych komplikacjach personalnych, m.in. nieobecności kapitana Tomasza Olszara pauzującego za kartki, stanowiło to sporą niedogodność.

Powrót z szatni zawodnicy z Puńcowa mieli wymarzony. W 47. minucie prostopadłe podanie otrzymał Damian Szczęsny, przytomnie wycofał do Kamila Adamka, który doprowadził do wyrównania. Niestety, więcej powodów do zadowolenia podczas wyjazdu do Rybnika nie mieli. Żal zarówno niezłych szans z przodu, w tym ostemplowanej poprzeczki, jak i kwadransa od 72. do 86. minuty, w którym defensywa Tempa skapitulowała aż 3-krotnie, a główną rolę odegrał notujący „dwupaka” David James.

– Po strzelonej bramce, zamiast piłkę trochę poszanować, chcieliśmy wysoko ją rywalowi odbierać, a to nie wychodziło nam najlepiej. Rybniczanie grając prostymi środkami strzelali nam kolejne gole. Mieli zresztą coraz więcej miejsca na boisku – mówi Michał Pszczółka, grający trener puńcowian, którzy przegrali wiosną po raz pierwszy, ale niebezpiecznie zbliżają się do nich w tabeli zespoły notowane dotąd „pod kreską”.