- Gdybym miał opisać to spotkanie jednym zdaniem, to stwierdziłbym, że przegraliśmy mecz, który powinniśmy wygrać. Mieliśmy więcej sytuacji od rywala, ale nie potrafiliśmy przewagi udokumentować w rezultacie. Nie ma co się jednak załamywać. Po prostu musimy się wziąć do intensywniejszej roboty - zaznacza szkoleniowiec LKS-u, Szymon Waligóra. 

 

Nic nie zwiastowało, iż drużynie z Czańca może wydarzyć się "krzywda" w tym spotkaniu. W początkowej fazie meczu blisko trafienia był Andrij Apanchuk. Ukrainiec zdecydował się na strzał z dystansu, lecz piłka zatrzymała się jedynie na słupku. Następnie próbował zaskoczyć golkipera rywala Sebastian Wiśniowski, lecz ten nie dał się przechytrzyć. Tyszanie w tej części meczu oddali jeden celny strzał na bramkę LKS-u. Pech chciał, że miał on szczęśliwe zakończenie. W 45. minucie rezerwy GKS-u objęły prowadzenie skutecznej "główce" po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. 

 

Z wiarą na odrobienie strat wyszła drużyna z Czańca na drugą połowę. Okazje ku temu, aby odmienić losy meczu był. Patryk Świniański w sytuacji sam na sam nie trafił w bramkę. W 70. minucie Filip Handy przegrał pojedynek "oko w oko" z bramkarzem miejscowych. "Dwójka" GKS-u mądrze się broniła i sama wymierzyła decydujący cios w 90. minucie po kontrataku.