Potyczkę zapowiadano jako rewanż za rozgrywki ubiegłego sezonu, gdy Kuźnia w grze o prymat w „okręgówce” zdystansowała ekipę WSS Wisła. Obie strony – zdaniem szkoleniowca obecnego IV-ligowca Mateusza Żebrowskiego – niczego nie miały w zamyśle sobie udowadniać. – Były to derby, a takie mecze zawsze są szczególne. Na dziś sytuacja jest taka, że każdy ma swoje cele. Wisła chciała się za wszelką cenę przełamać, my myślimy natomiast przede wszystkim o lidze. Nikt nie musiał nic w tym spotkaniu udowadniać – wyjaśnia trener Kuźni, która spotkanie w Wiśle zaczęła od gospodarzy lepiej i jej sukces wydawał się przez długi czas bardzo prawdopodobny...

Mniej więcej do 60. minuty Kuźnia przebieg starcia kontrolowała. Za sprawą Maksymiliana Wojtasika objęła przed pauzą prowadzenie, w tym okresie meczu miała sporo okazji, by przeciwnika poskromić. – Mogliśmy rozstrzygnąć losy awansu w pierwszej połowie, ale zabrakło nam skuteczności. Bardzo dobrze w bramce Wisły spisywał się Andrzej Nowakowskimówił tuż po zakończeniu potyczki szkoleniowiec gości. W przerwie boisko opuścili wyróżniający się w szeregach Kuźni Wojtasik, Konrad Kuder i Bartosz Iskrzycki, co odbiło się na jakości gry przyjezdnych. – Te zmiany były wcześniej zaplanowane, choć można było przypuszczać, że w jakiejś mierze wpłyną na płynność naszej gry. Bramkom, które rywal zdobył mogliśmy i tak zapobiec – skomentował Żebrowski.

Opiekun beniaminka IV ligi śląskiej daleki był jednak od stwierdzenia, że jego podopieczni ulegający wiślanom ostatecznie 1:2 mecz potraktowali z mniejszą powagą. – Derbów nikt przegrywać nie lubi, na całe szczęście nie był to mecz ligowy – nadmienił Żebrowski.