STREFA WYWIADU serwisu SportoweBeskidy.pl dotarła do Pisarzowic. Po wyczerpujących startach na krótko w rodzinne strony powrócił Przemysław Niemiec. W rozmowie z jednym z najlepszych polskich kolarzy dowiadujemy się m.in. o fascynacjach... rajdowych.

Przemek Niemiec

SportoweBeskidy.pl: Czy prawdziwe kolarstwo zaczyna się od Giro d'Italia czy Tour de France? Przemysław Niemiec: To na pewno najważniejsze wyścigi na świecie i każdy marzy, by w nich wystartować. Od kiedy zostałem zawodowym kolarzem marzyłem o starcie w Giro d'Italia. I już od trzech lat to marzenie się spełnia, a ten rok przyniósł najlepsze osiągnięcie w dotychczasowych występach. Najważniejsze to przejść na zawodowstwo, a tam wiele wyścigów jest ciekawych i ma swoją rangę. Tour de France jechałem w tym roku pierwszy raz i... prawdopodobnie ostatni. To wyścig dla specyficznych kolarzy. Ja bardzo męczyłem się w nim, może też dlatego, że wcześniej przejechałem Giro na wysokim poziomie.

SportoweBeskidy.pl: Jak intensywnie trenuje kolarz? Można przeliczać to w godzinach na dzień? P.N.: Bardziej na kilometry. Średnio miesięcznie pokonuje się ok. 3 tys. kilometrów i są w tym zarówno treningi, jak i starty. Dni zupełnie wolnych od roweru w trakcie sezonu jest bardzo mało. Na ogół treningi trwają od dwóch do nawet siedmiu godzin. Są ludzie odpowiedzialni za rozkład treningów i kolarz tego harmonogramu wyznaczonego trzyma się.

SportoweBeskidy.pl: O kolarstwie mówi się często z powodu afer, które miały miejsce w przeszłości. To nie wpływa pozytywnie na wizerunek tego sportu. Jak pan to odbiera? P.N.: Moje zdanie jest takie, że wracanie do tego, co było na przykład 15 lat temu nie ma sensu. Czasy się zmieniają. Gdyby „odkopać” próbki sprzed 30 lat, to moglibyśmy mieć podobny efekt. To nie ma sensu i kolarstwu się nie przysłuży, bo odstrasza potencjalnych sponsorów, a wiadomo, że czasy łatwe nie są. Nie wszystkim zależy na budowaniu pozytywnego wizerunku, tylko odkrywaniu kolejnych afer i „nakręcaniu” ich. Nie jestem tego zwolennikiem.

Niemiec_Przemek

SportoweBeskidy.pl: Co decyduje pana zdaniem o sukcesie w kolarstwie? P.N.: Praca, wytrwałość i... szczęście. Czasem można czuć się bardzo mocnym, a wyścig przegrać, gdy braknie szczęścia. Te trzy czynniki są najważniejsze według mnie. Podstawa to wytrwałość. Bo czasem, aby trenować w ulewnym deszczu trzeba mieć dużo samozaparcia. Są kolarze, którzy zobaczą pierwsze krople deszczu i wracają do domu. Trzeba jednak się hartować, bo na wyścigu pogody się nie wybiera. Ostatnimi czasy zdarzało mi się jechać nawet w śniegu w... maju! Wszystkiego można się spodziewać, zwłaszcza w górach.

SportoweBeskidy.pl: Mały Przemek Niemiec nie chciał być piłkarzem? P.N.: Grałem w piłkę nożną przez pół roku na pozycji bramkarza w LKS Pionier Pisarzowice. Moja przygoda ze sportem zaczęła się natomiast od judo, które trenowałem kilka lat. W wieku szkolnym uprawiało się jednak wszystkie dyscypliny, także lekkoatletykę. Po krótkiej przygodzie piłkarskiej przyszedł czas na rower. Chciałem posiadać rower wyścigowy. Gdy zaczynałem był „boom” na rowery górskie z Włoch, które „zalewały” polski rynek. Kolega, który mieszkał niedaleko mnie jeździł w klubie w Kętach i miał taki rower. Spodobał mi się i uznałem, że spróbuję. Rodziców musiałem prosić o zgodę i dziś tej decyzji nie żałuję.

SportoweBeskidy.pl: Życie bez kolarstwa jest możliwe? Co robiłby pan wówczas? P.N.: Zostałbym kierowcą rajdowym. Mówię zupełnie poważnie. Lubię rajdy, śledzę je na bieżąco i podoba mi się to. Gdyby nie kolarstwo, pewnie ścigałbym się teraz na oesach.

SportoweBeskidy.pl: To kwestia takiej adrenaliny związanej z rywalizacją? P.N.: Widać choćby na przykładzie Adama Małysza, że po zakończeniu kariery próbuje się startów rajdowych. I w tym przypadku to nieźle wychodzi. Kto wie – jak skończę karierę i będzie taka możliwość, to spróbuję. Takiej propozycji na pewno bym nie odmówił. Na razie o tym staram się nie myśleć. Chcę się ścigać przez najbliższe 5 lat i zobaczymy co dalej.

SportoweBeskidy.pl: Popularność kolarza w regionie jest odczuwalna? P.N.: W Pisarzowicach wszyscy mnie znają. Jak są wyniki, jest głośno. Ksiądz proboszcz jest wielkim fanem i moje wyniki podawane są z ambony. Reklamowany zatem jestem dosyć mocno (śmiech). Zwłaszcza po ostatnim dobrym wyniku było takie poruszenie. Gratulowano mi, a to przyjemne.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję bardzo. P.N.: Dziękuję.

Niemiec_wyscig