Otwarcie wyniku, co można określić mianem zaskoczenia, nastąpiło w 15. minucie na korzyść gospodarzy. Tuż zza „16” przymierzył Krystian Kaczmarczyk, a taki przebieg zdarzeń zwiastować mógł walkę Spójni o premierowe w sezonie punktowe łupy. – Zaczęliśmy dobrze, ale niestety nie trwało to tak długo, jakbyśmy sobie życzyli – zaznacza Piotr Puda, szkoleniowiec ekipy z Zebrzydowic, która równie szybko oddała inicjatywę przeciwnikowi.

W krótkim odstępie czasu, w drugim kwadransie spotkania, piłkarze Sokoła postarali się nie tylko o wyrównanie, ale i bramkę dającą przyjezdnym przewagę. Wpierw w minucie 25. Kamil Urbaniec przyjął piłkę po wrzutce z lewego skrzydła Michała Talika i po wygraniu fizycznego starcia z obrońcą Spójni wyrównał. Koledze z zespołu pozazdrościł w 30. minucie przywołany Talik, który rywala wziął umiejętnie „na zamach”, po czym dopełnił formalności. Fakt, że z tak skromną zaliczką beniaminek udał się na przerwę, jest zasługą bramkarza zebrzydowiczan Kamila Kawy, który w 44. minucie zapobiegł utracie gola przy egzekwowanym przez Damiana Stawickiego rzucie karnym.

Wspomniany golkiper Spójni był również wyróżniającą się postacią swojego zespołu po zmianie stron, gdy goście z determinacją pracowali na podwyższenie wyniku. Doczekali się owego w 64. minucie za sprawą Krzysztofa Janika, któremu asystował ze skrzydła Stawicki. Dopiero w ostatnim kwadransie gospodarze „podkręcili” tempo. Zaowocowało to trafieniem kontaktowym. W 89. minucie w następstwie zagrania Kaczmarczyka piłkę do własnej „świątyni” skierował Szymon Nikiel. Inne próby zaczepne efektu pożądanego przez Spójnię nie przyniosły, choć kilkukrotnie w obrębie pola karnego Sokoła dochodziło do zamieszania. Raz arbiter wahał się czy nie wskazać na „wapno” po tym, jak na murawę upadł Paweł Kawik.

– To kolejny mecz z mnóstwem stworzonych przez nas sytuacji, ale skutecznością daleką od wymarzonej. Cieszyć może, że mimo tego jednak wygrywamy – mówi Przemysław Jurasz, trener beniaminka.