Dwa mecze, cztery punkty i to wszystko pomimo sporych osłabień personalnych. Sportowo, na papierze, start wiosny w wykonaniu „Górali” jest taki, jaki można byłoby pewnie brać w ciemno. Wyniki piłkarzy pracują najbardziej na ogólne postrzeganie Podbeskidzia. Ale jesteśmy też krótko po inauguracji wiosny na Stadionie Miejskim. I jest o czym dyskutować.

MN felieton To, że graliśmy w piłkę to trochę za dużo powiedziane – tak po wygranym spotkaniu w Bełchatowie mówił przed tygodniem trener Leszek Ojrzyński. „Górale” zwyciężyli fartownie, w czym największa zasługa wykonującego z zimną krwią stałe fragmenty gry Macieja Iwańskiego i tyleż pewnie, co szczęśliwie strzegącego „świątyni” Michala Peskovicia. Obaj swoje „trzy grosze” do dorobku Podbeskidzia dołożyli w piątek w Bielsku-Białej. „Ajwen” znów trafił z karnego i zapewnił swojej drużynie punkt. Wcześniej, irracjonalną „wycieczką” w okolice szesnastki, Pesković postarał się o to, by mecz z Cracovią choć na chwilę zrobił się ciekawy. Akurat wcale się temu nie dziwię. Bo w tej niewyobrażalnej nudzie wiejącej z murawy musiał mu przyjść do głowy pomysł z gatunku science-fiction. Mecz? Krótko mówiąc – nie było o czym pisać i czego komentować. Po nim jest.

W piątek mogliśmy zobaczyć na własne oczy Stadion Miejski w Bielsku-Białej po kolejnym etapie prac. Wiosną na trybunach może zasiadać niemal 7 tys. widzów. To już sporo, jak na bielskie standardy. W ubiegłą sobotę, gdy „Górale” wygrali w Bełchatowie, dało się słyszeć nieśmiałym głosem, że inauguracja domowa odbędzie się – być może – przy komplecie publiczności... Euforia szybko została ostudzona, bo bilety nie rozchodziły się, jak „ciepłe bułeczki”. Kibice w Bielsku-Białej zimą nie czekali jednak tylko na to, aż ruszy wreszcie ekstraklasa. Niespełna 5 tys. głów na trybunach to wynik słaby, rozczarowujący. Owszem, od ulicy Żywieckiej wyglądało to nieźle, ale tam „uciekli” kibice zza bramki. A może wszyscy czekają aż obiekt zostanie w całości otwarty i wtedy 15 tysięcy kibiców zawita na Podbeskidzie?

MECZ  T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2014/2015 FOOTBALL POLISH EKSTR Tak na poważnie, to ci, którzy zostali w domach niestety nie mają czego żałować. Piłkarze zafundowali wszystkim taki „spektakl”, że kto na mecz przyszedł pierwszy raz oswoić się z futbolem poważnie zastanowi się teraz ze trzy razy, czy ma to jakikolwiek sens...

Grę „Górali” bez ładu, składu i konceptu można próbować jakoś bronić. Choćby zrzucić to na karb... tremy towarzyszącej inauguracji przed własną publicznością. Szczegółowe analizy piłkarskich aspektów zostawić należy tym, którzy na piłce „zęby zjedli”, ale... GDZIE JEST ROBERT MAZAN? Ponoć ogromny talent ze Słowacji. Ponoć kosztował klub – bagatela – pół miliona złotych, co jak na Podbeskidzie jest kwotą astronomiczno-kosmiczną. Ponoć na treningach należy do wyróżniających się zawodników. Ponoć nie ma żadnej kontuzji. Ja go w składzie meczowym nie dostrzegłem, mimo że po boisku biegali dwaj jego konkurenci na lewej flance. Tymczasem każdy z dziennikarzy nazwisko Mazan odmienił wczoraj w rozmowach przez wszystkie przypadki. Nie wiem, kto jest w klubie najbardziej kompetentną osobą do odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie. Spróbujemy zasięgnąć języka. U pana prezesa Boreckiego, choć pewnie dowiemy się, że to trener decyduje o składzie, a my się czepiamy...

Zapytamy także, co działo się w kasach stadionowych przed meczem z Cracovią. Nie ma to w sobie nic z szukania taniej sensacji. Żeby nie było, że ktoś się uwziął. Po prostu – kibice narzekają: „Organizatorzy kompletnie zawiedli i powinny zostać wyciągnięte wnioski oraz konsekwencje, bo sytuacja na meczu z Cracovią była zwyczajnie lekceważąca i skandaliczna”, „Kompletna dezinformacja prowadzona przez osoby zajmujące się bezpośrednio sprzedażą potęgowała efekt fatalnej organizacji”, itp. itd.

PS. A przy okazji może poznamy odpowiedzi i na inne, równie ciekawe kwestie.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl