Gospodarzom zależało dziś na tym, aby meczu nie przegrać, bo to dawało Motorowi prawo walki w barażach o ekstraklasową przepustkę. I trzeba niestety przyznać, że lepszego przeciwnika, aby swój ambitny cel zrealizować piłkarze z Lublina wymarzyć sobie na finiszu rozgrywek nie mogli. Podbeskidzie swoje nadzieje na utrzymanie pogrzebało już bezpowrotnie, a fakt wygrania w obecnym sezonie raptem 4 spotkań nie dawał wielkich nadziei, że wydarzy się coś z perspektywy bielskiej drużyny optymistycznego.

"Górale" zaczęli mecz w miarę nieźle, bo to oni posłali pierwsze groźne uderzenia - to Marko Martinagi z 12. minuty golkiper Motoru sparował, niecelną była za to poprawka Maksymiliana Sitka. Ale już w 16. minucie zaatakowali miejsce, czyniąc to dla odmiany skutecznie. W pole karne Podbeskidzia zagrał Filip Luberecki, piłka dotarła do Michała Króla, który do pustej bramki dopełnił formalności przy równoczesnym udziale Franciszka Liszki. Stracie bramki w 26. minucie zapobiegła ofiarna interwencja Daniela Mikołajewskiego, ale w całości składało się to nie inaczej, jak na obraz bardziej zdeterminowanego przeciwnika bielszczan. 36. minuta przyniosła podwyższenie wyniku na korzyść Motoru - Samuel Mraz główkował w poprzeczkę, ale z dobitką czyhał już najlepiej ustawiony Rafał Król.

Do scenariusza pokaźnych strat do pauzy podopieczni Jarosława Skrobacza zdołali się już w tym sezonie przyzwyczaić. W 49. minucie coś drgnęło o tyle, że dośrodkowanie Marcela Misztala celnym uderzeniem zwieńczył Miroslav Ilicić. Podbeskidzie mogło myśleć wówczas o dążeniach, by I ligę pożegnać choćby skromną punktową zdobyczą. "Górale" - i to uznać można za optymistyczny prognostyk - byli w stanie się o to pokusić przez pryzmat przebiegu starcia. W doliczonym czasie gry lob Bartosza Bidy omal nie okazał się pomyślny. Nieco wcześniej kibice Motoru drżeli podczas analizy VAR - zanim Bida został w "16" zatrzymany wbrew przepisom, sam pomógł sobie ręką przyjmując futbolówkę.