I dziś obie drużyny stworzyły widowisko zacięte, a jego losy mogły potoczyć się zarówno na korzyść Błyskawicy, jak i nieco wyżej notowanego przed meczem w tabeli Beskidu. Ostatecznie z łupów cieszyli się wyłącznie ci pierwsi. W 91. minucie drogomyślanie egzekwowali kolejny stały fragment i kiedy wydawało się, że zagrożenie ponownie defensorzy gości na dobre oddalili, na strzał niesygnalizowany z okolicy niemal 30-metrowej zdecydował się Volodymyr Varvarynets. Nieco wysunięty przed linię bramkową Konrad Krucek nie zdołał piłki sparować, co przesądziło o skromnym triumfie Błyskawicy, doganiającej tym samym sobotniego konkurenta w V-ligowej stawce.

– Kończymy ten mecz w niedosycie. Mieliśmy sami dużo sytuacji, ale finalizacji ewidentnie brakowało. Zniwelowaliśmy też największe atuty rywala w postaci stałych fragmentów, dobrze realizując plan meczu dobrze. Żal, bo nie zasłużyliśmy tu na porażkę – komentował „na gorąco” po końcowym gwizdku sędziego Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Beskidu. Marnując doskonałe szanse goście są poniekąd sami sobie winni. W pierwszej połowie w sytuacjach dogodnych pudłowali Jakub Krucek w 3. minucie czy Tomasz Zwardoń w 20. minucie, w drugiej też częstokroć próbowali, by wspomnieć o uderzeniach Kacpra Zątka, w tym w poprzeczkę z 55. minuty.

Gospodarze cieszyć mogli się także wcześniej, aniżeli w samej końcówce meczu, choćby schodząc do szatni po tym, jak w 34. minucie „oko w oko” z K. Kruckiem stanął Daniel Krzempek, ale to golkiper Beskidu był górą. – Bramkarze występowali dziś w rolach głównych. Do nas uśmiechnęło się szczęście, co rekompensuje nam wcześniejsze kilka spotkań, gdy tego nam brakowało – nadmienił Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy.