
Rozdawali prezenty, a sami nic nie zabrali
Z pewnością nie tak wyobrażali sobie zawodnicy KS Bestwinka inaugurację rundy wiosennej. Ich pierwszy ligowy mecz w tym roku nie wypadł najlepiej.
Drużyna z Bestwinki w tej rundzie musi walczyć o utrzymanie w Lidze Okręgowej Bielsko-Tyskiej. Dlateog nie tylko z punktu widzenia tabeli, ale również psychologicznego, wszyscy w klubie liczyli na to, że wiosnę uda się rozpocząć od zwycięstwa. I trzeba przyznać, że premierowe 2 kwadranse spotkania z ZET Tychy w wykonaniu podopiecznych trenera Wojciecha Lisewskiego mogły się podobać. Swojej przewagi gospodarze nie zdołali jednak udokumentować.
- Do utraty pierwszej bramki mieliśmy przewagę. Graliśmy naprawdę całkiem dobrze. Przed przerwą dostaliśmy jednego potężnego gonga - nawiązuje Lisewski do sytuacji z minuty 41., gdy Mateusz Bernat wykorzystał błąd rywala w "tyłach" i wyprowadził ZET Tychy na prowadzenie. - Nasza reakcja na utratę bramki była dobra, ale ponowne błędy zrobiły swoje. Przeciwnik był bardzo skuteczny i wykorzystał każdy nasz błąd. Tego samego nie możemy powiedzieć niestety o sobie - dodaje szkoleniowiec drużyny z Bestwinki, która ostatecznie uległa... 0:4.
Wynik wczorajszego mógłby być inny, gdyby Bartosz Adamowicz czy Mateusz Adamski wykorzystali swoje sytuacje. - Ciężko jest nam przegryźć gorycz tej porażki, bo wynik nie odzwierciedla wydarzeń na boisku. Cóż, musimy dalej ciężko pracować i walczyć. Na pewno się nie poddamy - zakończył Wojciech Lisewski.