A prawdziwe trzęsienie ziemi nastąpiło na samym wstępie meczu. W środku pola błyskawiczny przechwyt zanotował Paweł Kozioł, dograł do Grzegorza Janiczaka, który z kolei „uruchomił” Kamila Karcza. Napastnik ekipy z Czańca nie zmarnował wybornej szansy i strzałem z 14. metrów wprawił gości w osłupienie. – Taki był nasz plan, aby zacząć mecz agresywnie i możliwie szybko otworzyć wynik. Cieszy, że to właśnie zrealizowaliśmy – opowiada trener LKS-u Maciej Żak.

W kolejnych minutach tej części gry gospodarze dyktowali warunki, ale skuteczni już nie byli. Po dwójkowej akcji Filipa Handego z Karczem ten drugi przegrał pojedynek z bramkarzem Unii, zaś asysty Karcza na gola zamienić nie zdołał Ilya Nazdryn-Platnitski. Uderzenie Białorusina ostemplowało poprzeczkę.
 
Wobec niekorzystnego wyniku, ale i przebiegu zdarzeń szkoleniowiec Unii Marcin Koczy dokonał w przerwie aż 4 zmian w składzie, na murawie zameldował się m.in. Roland Buchała. Jak można było się spodziewać dotychczasowy lider podjął odważniejszą grę. – Zneutralizowaliśmy jego atuty, a więc fizyczność i groźne stałe fragmenty – kontynuuje Żak.

I jakkolwiek czaniecki LKS nie dał się zaskoczyć ani razu, tak w ofensywie nie zachwycił. Handy z 10. metrów wcelował nieznacznie obok celu, Łukasz Zakrzewski z bliska przeniósł futbolówkę ponad poprzeczką, a na finiszu Handy trafił tylko w słupek.