Sebastiana Kawę śmiało można określić mianem najbardziej utytułowanego sportowca w naszym kraju. Zawodnik Aeroklubu Bielsko-Biała wygrał wszystko, co tylko w uprawianej przez niego dyscyplinie wygrać się dało. Niespełna 41-letni Kawa rozważa zakończenie kariery. Powodem nie jest jednak medalowy przesyt, ani spadek formy... Sebastian_Kawa Z naszej rozmowy z Sebastianem Kawą wyłania się niezbyt optymistyczny obraz polskiego szybownictwa. Pomimo wielu sukcesów na arenie międzynarodowej, Kawa jest m.in. 9-krotnym mistrzem świata, od 10 lat nie ma na niego mocnych w zawodach rangi mistrzowskiej, sytuacja nie jest dobra. Brak wsparcia ze strony Ministerstwa Sportu, brak sprzętu itd...

Szybownictwo nie jest w naszym kraju dyscypliną zbyt popularną, a co za tym idzie, nie przyciąga dużej uwagi mediów i sponsorów, a każdy start w zawodach, to są koszty liczone w tysiącach złotych. Właśnie problemy finansowe, a nie brak formy czy nieodpowiedni wiek, mogą zmusić Kawę do zakończenia kariery. – Niemal przed każdym zagranicznym startem mamy problemy. Często nie wiemy czy w Aeroklubie Polskim znajdą się fundusze na start. Kupujemy bilety lotnicze za własne środki, udajemy się na zawody z okrojonym sprzętem. Tak było m.in. przed tegorocznymi mistrzostwami świata w Argentynie. Bilety kupiliśmy w ostatniej chwili, praktycznie ostatnie jakie były dostępne. Gdyby nie pomoc gospodarzy, to byłby ciężko. Nie mieliśmy bowiem własnego wózka. Mam swojego sponsora, ale po dwóch, trzech startach w sezonie, zaczyna brakować środków na kolejne. To przestaje się kalkulować. Żona mnie pyta, po co ja to jeszcze robię? – klaruje nieco podłamany sytuacją Kawa, który w wspomnianej Argentynie wywalczył mistrzostwo świata.

Wielki sukces Polacy, z naszym rozmówcą na czele, odnieśli podczas mistrzostw Europy, które odbyły się w lipcu br. w Ostrowcu Wielkopolskim. Komplet medali w klasie standard i dwa w klubowej mówią same za siebie. Podczas tych zawodów Kawa obronił tytuł mistrza Europy. – W Ostrowie była super organizacja, lokalna telewizja, która przeprowadzała relacje i wywiady. Odnieśliśmy niebywały sukces, a w mediach ogólnopolskich nikt o tym nie wspomniał. Mówiono za to o ósmym miejscu polskiej reprezentacji, bodajże lekkoatletycznej. Więcej o nas nas się mówi i pisze w mediach zagranicznych. To boli – stwierdza 9-krotny mistrz świata.

Brak wsparcia finansowego, co oczywiste, implikuje problemy związane ze sprzętem. Nasi zawodnicy nie mają na czym latać! – W Ministerstwie Sportu jest podział na dwa koszyczki: dyscypliny olimpijskie i nieolimpijskie. Sportowcy należący do pierwszej grupy mają trenerów, zapewnione przeloty, zakwaterowania itd., a my często nocujemy w namiotach, pożyczamy samochody od ludzi, którzy mieszkają w miejscu zawodów, o wszystko musimy zabiegać sami, często sami finansować. Największym problemem jest jednak brak szybowców, w niektórych klasach nie mamy na czym latać. Np. Karol Staryszak musiał niedawno zrezygnować z udział w zawodach, bo wynajem odpowiedniego szybowca kosztował 200 euro za dzień. Potrzebował go na dwa tygodnie. Mamy czterech zawodników klasy mistrzowskiej i jeden szybowiec 18-metrowy, który przechodzi z rąk do rąk. Ponadto posiadamy dwie maszyny w klasie standard i niezdatny do użytku, 15-metrowy szybowiec „Diana”. Od siedmiu lat, z winy producenta i urzędu, trwa proces jego certyfikacji! – klaruje zawodnik Aeroklubu Bielsko-Biała.

Pomimo problemów Kawa nadal bierze udział w zawodach, oczywiście z bardzo dobry skutkiem. 4 sierpnia wygrał „domowe” Grand Prix Polski, zwyciężając w sześciu, z siedmiu konkurencji. „Domowe”, dlatego że rozegrane w Międzybrodziu, na Żarze. Polak rywali, w tym drugiego w klasyfikacji Czecha Romana Mracka, używając kolarskiego żargonu, wyprzedził o kilka długości szybowca.  Te zawody pokazały jak dużą przewagę mają piloci startujący u siebie. W szybownictwie ma to dużo większe znaczenie niż w dyscyplinach, w których rywalizuje się na stadionach. W gruncie rzeczy one są takie same, jedyną przewagę mogą stanowić kibice. W naszym przypadku chodzi o ukształtowanie terenu, odpowiednie noszenie w danym miejscu. Musimy rozstrzygać czy lecieć tą doliną, czy tamtą. Jeśli ktoś zna teren, to ma olbrzymią przewagę, tak jak ja na Żarze – komentuje swój ostatni występ lekarz z zawodu.

Reprezentant Aeroklubu Bielsko-Biała podkreśla istotę znajomości terenu, ale sam świetnie sobie radzi na „wyjazdach”. - Radzę sobie, ale kosztuje mnie to dużo wysiłku. Pomysłowość podczas startu poza granicami Polski jest niezbędna. U siebie mamy przewagę, na wyjazdach nie, ale jakoś udaje się wygrywać. Przewaga nie jest wówczas już taka duża – stwierdza nasz rozmówca, który w tym roku być może wystartuje jeszcze w mistrzostwach Polski. Natomiast w przyszłym, jeśli okoliczności zewnętrzne pozwolą, zamierza wziąć udział w trzech edycjach mistrzostw świata, które odbędą się w Finlandii, Francji oraz wielkopolskim Lesznie.