SportoweBeskidy.pl: Dwa tygodnie temu rozmawialiśmy na temat Beskidu. Przekonywał mnie pan, że nie ma powodów do paniki, że zespół minimalnie przegrywał, że jest jeszcze dużo meczów. A tymczasem pożegnaliście Kamila Sornata… 
Ryszard Klaczak: Trener dostał cel – jedno zwycięstwo w ostatnich dwóch meczach. To nie zostało zrealizowane, co spowodowało, że w poniedziałek po krótkiej rozmowie musieliśmy się pożegnać z Kamilem. Nasz rozbrat przebiegł kulturalnie, za porozumieniem stron. Podziękowałem mu przed całą drużyną za dokonania, jakie osiągnął w Beskidzie. Szczególnie za rewelacyjny awans do IV ligi. Niestety, piłka nożna to nie jest teatr. Nie liczą się wrażenia artystyczne, a wynik. Ten jest dla nas niesatysfakcjonujący. 
 
SportoweBeskidy.pl: Nie za szybko? 
R.K.: Nie za szybko. Już mówię dlaczego. Jest połowa rundy, pozostało do końca 8 meczów. Jeśli chcemy myśleć o tym, żeby nie wypaść z IV ligi musimy zrobić 11 punktów. To jest dobry moment, aby dokonać zmian. Głównym problemem zespołu było to, że nikt nie zna przyczyny, co jest nie tak. Czy problem siedzi w głowach, czy w umiejętnościach... Chcę jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy. Nowy trener pod koniec rundy oceni przydatność każdego zawodnika pod kątem gry w IV lidze. Każdy piłkarz oczywiście mówi, że się nadaje – ja do końca nie jestem o tym przekonany. Jest to odważna teza, ale myślę, że nowy trener popatrzy na to z odmiennej strony. W każdej pracy przełożony dokonuje oceny pod kątem tego, jak podopieczny realizuje zadania, do których został powołany. 
 
SportoweBeskidy.pl: Powiedzmy sobie jednak szczerze - sytuacja Beskidu jest zła, ale nie beznadziejna. Raptem 3 punktów brakuje wam, aby wyjść ze strefy spadkowej.
R.K.: Brakuje przede wszystkim przełamania. Posłużę się przenośnią, nasz komputer został zawirusowany, i teraz potrzebujemy fachowca, aby je usunąć. Wtedy zacznie wszystko funkcjonować tak, jak należy. Potrzebujemy więcej entuzjazmu, radości z piłki. Musimy wyrzucić z głów przekonanie, że jesteśmy tak źli, jak wskazuje na to tabela i w każdym meczu wychodzić na boisko, jakby to była wojna o punkty.

SportoweBeskidy.pl: A zmiana na ławce trenerskiej nie jest właśnie dziełem paniki, posłuchania vox populi? 
R.K.: Jeszcze przed meczami z rezerwami Podbeskidzia i Odrą panowało wśród kibiców przekonanie, aby trener pracował tak długo, jak jest to możliwe. Po starciu z drużyną Wodzisławia Śląskiego, owszem, dostaliśmy liczne sygnały, że trzeba coś zmienić. 
 
SportoweBeskidy.pl: Od kiedy zarząd Beskidu wiedział, że będzie zmiana trenera? I proszę nie mówić, że decyzja zapadła po meczu z Odrą - jesteśmy dorośli. 
R.K.: Przed meczem z Podbeskidziem II nazwisko nowego trenera było już znane. Obserwował on zespół w dwóch ostatnich spotkaniach. Nie chcieliśmy jednak, aby to wyszło na zewnątrz, nie chcieliśmy wprowadzać złego klimatu. 
 
SportoweBeskidy.pl: A co jeśli Kamil Sornat zrealizowałby cel?
R.K.: Umowa była taka, że jeśli trener Sornat zrealizuje cel i wygra jeden z dwóch meczów, wtedy nie będzie tematu i negocjacje z Jarosławem Kupisem zostaną zerwane. To są bardzo trudne decyzje. Kamil jest w Skoczowie bardzo lubiany, wszak to nasz wychowanek. Ale takie jest życie. Coś się zaczyna, coś się kończy
 
SportoweBeskidu.pl: Wybór padł na Jarosława Kupisa - szkoleniowca z ciekawym CV. 
R.K.: Trener Kupis kilka lat pracował w IV lidze, osiągał bardzo dobre wyniki z Decorem. Ma świetne rozeznanie w terenie. Zna dobrze naszych rywali. Wierzę, że doświadczenie zebrane w Bełku zostanie przełożone na pracę w Beskidzie. 
 
SportoweBeskidy.pl: Jak klub ze Skoczowa radzi sobie ze sprawami organizacyjnymi na poziomie IV ligi? 
R.K.: Organizacyjnie dajemy sobie radę. Nowy trener wskazał nam pewne mankamenty, które trzeba naprawić. Mówię tutaj o tym, aby pierwsza drużyna częściej mogła trenować na głównej płycie. A poza tym... kasa się zgadza, jest fajnie (śmiech). 

SportoweBeskidy.pl: Reasumując - będzie efekt tzw. nowej miotły?
R.K.: Cele mamy jasne. Ich jednak nie realizuje prezes, czy zarząd, tylko drużyna wraz ze szkoleniowcem. Wierzę, że trener Kupis da sobie radę. Muszą też w to uwierzyć piłkarze.