- Założyliśmy, że skoro gramy z rywalem z niższej ligi, to chcemy przetestować pewne schematy i grać piłką. Niestety, w pierwszej połowie ten plan wymknął się nam spod kontroli (śmiech). Później już było jednak lepiej i pokazaliśmy, że wygraliśmy zasłużenie - mówi nam Krzysztof Dybczyński, trener Wisły. 

 

Strumienianie, którzy od pierwszych minut częściej operowali piłką, na koniec premierowego kwadransa objęli prowadzenie. Jakub Puzoń pokonał golkipera LKS-u i wydawało się, że Wisła pójdzie za ciosem. Tak się jednak nie stało. A-klasowicz stawił opór, o czym świadczą kolejne boiskowe wydarzenia. Do wyrównania doprowadził Alan Pastuszak, który sam wymierzył sprawiedliwość po faulu na nim w polu karnym Wisły. Chwil kilka później zespół z Kończyc niespodziewanie prowadził po składnej kontrze. 

 

Ekipa ze Strumienia "przebudziła się" po przerwie. W 55. minucie Artur Miły wygrał pojedynek "oko w oko" z bramkarzem LKS-u. Na ponowne prowadzenie Wisłę wyprowadził natomiast Marcin Urbańczyk, który w klarownej okazji posłał piłkę pomiędzy nogami bramkarza drużyny przeciwnej. Strzelanie zwieńczył ten, który je rozpoczął. Puzoń wynik meczu na 4:2 ustalił celnym strzałem w tzw. długi róg.