Rzut karny na zwycięstwo
W Skoczowie kibice nie obejrzeli dziś piłkarskich fajerwerków, ale ci wspierający gospodarzy mogli odczuwać po starciu Beskidu z Podhalanką zadowolenie.
Nie z gry, a za sprawą rzutu karnego padł zwycięski gol dla Beskidu. W 70. minucie źle zachował się golkiper przyjezdnych Dawid Pawlus, a sfaulowany w „16” został Jakub Krucek. Do egzekucji podszedł Krzysztof Surawski, który „odczarował” bramkę Podhalanki. Słowo użyte nie ma w sobie nic z przypadku, bo istotnie gospodarze robili sporo, aby prowadzenie zdobyć. – Nie mogliśmy się za bardzo rozkręcić, choć grę kreowaliśmy. Całkiem inaczej wyglądało to w drugiej połowie po korekcie pewnego błędu taktycznego. Ale do bramki nie chciało nic wpaść – podkreśla Bartosz Woźniak, szkoleniowiec zespołu ze Skoczowa.
Najlepsze szanse Beskidu zanim miejscowi objęli prowadzenie? Strzał Jakuba Fiedora z 9. minuty sparowany przez bramkarza, uderzenie Jakuba Kawuloka z 38. minuty, które ostemplowało poprzeczkę czy wreszcie przegrany pojedynek J. Krucka z Pawlusem. W 50. minucie Nikodem Grabski oddał strzał głową, ale znów golkiper był górą. Kwadrans później Jakub Małkowski obił słupek, zaś w 67. minucie próba Cezarego Ferfeckiego znalazła ripostę Pawlusa.
Byłoby jednak niesprawiedliwą oceną stwierdzenie, że przyjezdni nie mieli w Skoczowie nic do powiedzenia. W 15. i 20. minucie rywalizacji rajdy w pole karne strzałami kończył Mikołaj Stasica, lecz w obu przypadkach bez zarzutu zachował się Konrad Krucek. Kunsztem golkiper Beskidu błysnął w 84. minucie, kiedy w sobie wiadomy sposób sparował główkę Alberta Wróbla. Wcześniej gospodarze mogli mówić o szczęściu, gdy zagrania Roberta Orła nie przeciął żaden z zawodników Podhalanki, choć kilku w pobliżu „świątyni” przebywało...
– Kolejny raz przegrywamy minimalnie, co pokazuje, że szczęścia nam ewidentnie brakuje. Dziś zagraliśmy całkiem dobrą połowę meczu, ale wciąż pracować musimy nad wytrzymałością i przechodzeniem z obrony do ataku – zaznacza trener Podhalanki Kamil Zoń.