Serie trwają
Zaległość odrobili dziś piłkarze z Milówki i Łękawicy. Faworyta w tej derbowej konfrontacji wskazać można było z łatwością.
Mecz idealnie ułożył się dla faworyta. Michał Tomaszek rozprowadził akcję do bocznej strefy do Mykhailo Lavruka, który dośrodkował na głowę egzekutora Damiana Chmiela. Była 4. minuta i losy derbów w oczywisty sposób przechyliły się na korzyść Orła. – Fajnie otwarliśmy spotkanie i poszliśmy za ciosem, wykorzystując niefrasobliwość rywala – opowiada Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec gości z Łękawicy, nawiązując do sytuacji z 29. minuty – pressingu Chmiela i perfekcyjnego uderzenia od słupka zza „16”.
Pewną nerwowość w szeregach łękawiczan wprowadziło zdarzenie z 38. minuty, kiedy z rzutu wolnego piłkę wrzucił Kacper Gąsiorek, a wobec faktu, że żaden z zawodników już jej nie dotknął, zatrzepotała ona w siatce. Nie był to jednak bynajmniej start lepszych efektów gry Podhalanki. W 54. minucie przez linię obronną gospodarzy przedarł się Chmiel, minął golkipera i do opuszczonej „świątyni” dokonał formalności. W 71. minucie losy potyczki zostały przesądzone. Oskrzydlającą akcję zwieńczyła „centra” Kamila Gazurka, przytomnym zgraniem popisał się Robert Mrózek, a Seweryn Caputa po raz pierwszy dziś zaistniał w meczowym protokole. Nieco wcześniej pojedynek z Krzysztofem Biegunem przegrał Mateusz Balcarek, co mogło stanowić jeszcze punkt zwrotny w środowej rywalizacji. Końcówka spotkania to już wymiana ciosów, nie mająca żadnego znaczenia w kontekście zgarnięcia punktów. Mikołaj Stasica skorygował rezultat w następstwie wymiany podań z Michałem Gluzą, zaś w doliczonym czasie Caputa sfinalizował dośrodkowanie Marcina Pośpiecha.
Podhalanka poniosła porażkę numer 7. przy takiej samej liczbie rozegranych meczów na V-ligowym szczeblu. – Prawda jest taka, że przy tylu błędach w defensywie nie da się osiągać wyników, jakich byśmy sobie życzyli. Bo wygląda to niestety tak, że nawet, gdybyśmy strzelili 5 goli, to pewnie 6 stracilibyśmy – oznajmia samokrytycznie Kamil Zoń, szkoleniowiec beniaminka.
– Mecz w środku tygodnia, w dodatku ze zmotywowanym przeciwnikiem, niósł ze sobą pewne obawy, ale okazały się one bezpodstawne. Wygraliśmy zasłużenie na trudnym boisku, mając sporo sytuacji i dobrze wyglądając w ofensywie – tłumaczy Wądrzyk, którego zespół może wciąż szczycić się mianem niepokonanego w obecnym sezonie.