Goście stawili się na wyjazdowym spotkaniu w okrojonym składzie. Szymon Stawowy nie mógł skorzystać z kilku zawodników z powodu zawieszeń za kartki i niedoleczonych urazów. Miejscowa drużyna nie brała tych okoliczności pod uwagę i najpierw przejęła inicjatywę, a następnie kreowała bramkowe sytuacje. Zawodziła jednak osławiona już skuteczność. Jedynego gola w pierwszej połowie meczu, a dokładniej w 39. minucie zdobył Tomasz Szyper strzałem z 18. metrów.

 

Po przerwie obraz meczu nie zmienił się - gospodarze nadal przeważali, a nisko ustawieni gości próbowali zdobyć bramkę w szybkim kontrataku. Swojej dominacji miejscowi nie mogli przekuć w gole tylko do 52. minuty, kiedy to Ireneusz Jeleń pokonał Bartosza Grabowskiego po asyście Mateusza Byrczka. Co ciekawe, Piast dominując nie ustrzegł się błędu. W 68. minucie Michał Volkmer sfaulował we własnym polu karnym Jakuba Puzonia, a arbiter podyktował rzut karny, którego nie wykorzystał Marcin Urbańczyk. W 82. minucie piłkę w środku pola stracił Marin Niebisz i gospodarza z zimną krwią wykorzystali ten błąd za sprawą Jakuba Węglorza.

 

- Pojechaliśmy do Cieszyna w 13-osobowym składzie. Gospodarze przeważali w każdym fragmencie, byli bardziej pazerni i agresywni, dłużej posiadali piłkę i konstruowali akcje po jej odbiorze. W swoich poczynaniach odznaczali się niezwykłą cierpliwością. Patrząc przez pryzmat przebiegu meczu trzeba powiedzieć, że Piast był lepszym zespołem w defensywie, jak i ofensywie. Wygrał zasłużenie - podsumował szkoleniowiec Wisły.

 

- To zwycięstwo to najmniejszy wymiar kary. Mecz miał być "zamknięty" w pierwszej połowie. Stworzyliśmy najwięcej okazji ze wszystkich dotychczasowych meczów. Mecz cały pod naszą kontrolą, choć gdyby goście zdobyli gola z rzutu karnego, to staraliby się zapewne bardziej dążyć do wyrównania. Nadal razi ta nasza nieskuteczność, ale zdobyliśmy 3 gole i zagraliśmy kolejny raz "na zero z tyłu". Miejmy nadzieję, że poprawimy statystyki strzeleckie w następnych spotkaniach - powiedział po meczu trener gospodarzy.