
Słabo, a może i jeszcze gorzej
Nie o takim starcie sezonu „okręgówki” myślano w Wilkowicach. Nawet biorąc pod uwagę fakt konfrontacji z silnymi rezerwami LKS-u Goczałkowice-Zdrój.
Mecz gospodarzom się nie ułożył i już od 6. minuty znaleźli się w tarapatach. Po rzucie rożnym piłka została sprzed bramki wyekspediowana, ale poprawka zza pola karnego odbiła się od poprzeczki i pleców Richarda Zajaca, by lot zakończyć w siatce. Po ciosie wilkowiczanie nie potrafili się otrząsnąć, by w 30. minucie przybliżyć się do... porażki. Szarżującego zawodnika gości sfaulował Dawid Kruczek, co sędzia zakwalifikował jako akcję ratunkową. Nie dość, że sięgnął po „cegłę”, to za moment rzut wolny przeciwnik zamienił na gola. Tak to GLKS Sferanet poniósł podwójną karę, a tuż po powrocie obu drużyn na murawę wiodło się miejscowym, jak po grudzie. Maciej Marzec zagrał wbrew przepisom w „16”, arbiter bez namysłu wskazał na punkt oddalony o 11. metrów od celu i znów stały fragment przysporzył ekipie z Goczałkowic mnóstwo zadowolenia. Tego próżno było szukać w wilkowickich szeregach, a podopieczni Krzysztofa Bąka przyjęli jeszcze kolejną stratę.
Inaugurację rozgrywek w Wilkowicach, zważywszy nie tylko na rezultat końcowy, należałoby... przemilczeć. – Przegraliśmy zasłużenie. Rywala oceniam bardzo dobrze, ale trudno, żeby było inaczej, skoro my zaliczyliśmy chyba najsłabszy występ od momentu, kiedy prowadzę zespół – mówił zasmucony trener wilkowickiego zespołu, na przestrzeni 90. minut nie stwarzającego właściwie żadnego zagrożenia w pobliżu „świątyni” rezerw.