Wyjątkowo skromny w futbolowe wydarzenia był świąteczny weekend. Pierwszoplanową rolę odegrała kapryśna aura... kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy trochę lata. felieton

Świąteczny weekend miał przynieść 36 spotkań z udziałem beskidzkich zespołów, poczynający od ligi III, kończąc na A-klasach. Do skutku doszło jedno. Bialska Stal wygrała 2:1 w Rudzie Śląskiej. Zespół Rafała Góraka zrobił swoje, zainkasował trzy punkty, po które na stadion Grunwaldu się udał. Wkład w wyjazdowy sukces miał Filip Wiśniewski, najskuteczniejszy zawodnik ligi otworzył wynik spotkania. 21-letni napastnik, wypożyczony do BKS-u z Gwarka Zabrze do końca sezonu, na swoim koncie ma 16 goli. Jeśli utrzyma strzelecką formę, na trzecioligowym poziomie zapewne po wakacjach grał nie będzie.... w Gwarku również.

W świąteczną sobotę odbyły się dwa spotkania szczebla ekstraklasowego z udziałem „naszych” drużyn. Futsaliści bielskiego Rekord prezentu sobie nie sprawili, sprezentowali bowiem trzy punkty „Czerwonym Smokom”, przegrali 5:6. Aktualni mistrzowie Polski mistrzowskiej formy w tym sezonie odnaleźć nie potrafią. Trener Adam Kryger podkreślał w trakcie poprzedniego, że tytuł zdobywa się wygrywając mecze z zespołami ze środkowych oraz dolnych rejonów tabeli. Bilans konfrontacji z bezpośrednimi konkurentami do mistrzostwa/medali zazwyczaj oscyluje w okolicach zera. Ten kto nie zalicza wpadek, świętuje sukces. „Rekordziści” takich wpadek mają na swoim koncie zdecydowanie za dużo – remis u siebie z drużyną z Głogowa oraz porażki w Katowicach, Gdańsku i Pniewach. Szybko licząc 11 zgubionych punktów. Tyle tracą do drugiej w tabeli Gatty Zduńska Wola, do lider z Krakowa o trzy więcej. Tytułu „biało-zieloni” nie obronią, srebro również wydaje się poza zasięgiem. Pozostaje walka o brąz.

Na koniec zdań kilka odnośnie występu Podbeskidzia we Wrocławiu. Słyszałem wiele różnych opinii, że nudno, że bez goli i porywu, ale... podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zagrali dobry mecz! Przystąpili do niego z klarownym nastawieniem – po pierwsze nie stracić bramki. W ofensywie liczyli na kontry, stałe fragmenty gry, odrobinę szczęścia. Założenia defensywne zrealizowali niemal w stu procentach. W pierwszej połowie Śląsk wypracował sobie jedną „setkę”, w drugiej też – piłka ostemplowała słupek. Pozostałe ataki bielski zespół rozbijał skutecznie, licząc zarazem na wspomniane szczęście po drugiej stronie boiska. Przyznać należy, że starał się mu pomóc – strzały Adama Deji i Damian Chmiela z dystansu czy uderzenie głową Bartosza Śpiączki z wysokości „szesnastki”. „Górale” cel osiągnęli. Brawo!

PS. Komentarze dotyczące pucharowej porażki Podbeskidzia na naszych łamach już się pojawiły. Nie zaszkodzi jeszcze jeden. „Górale” grali o finał, a jeśli o finał, to także o europejskie puchary. Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko. Bielski zespół nie przyłożył się do rozbiegu, wystąpił w eksperymentalnym zestawieniu, dlatego nie mógł jej przeskoczyć. Liga ważniejsza? Tak, ale... „Kto nie ryzykuje, ten nie je kawioru” – powiedział kiedyś trener Michał Probierz.

Krzysztof Biłka SportoweBeskidy.pl