– Pracujemy niezmiennie nad budowaniem akcji na połowie przeciwnika i zdobywaniem bramek. A że to w miarę nieźle dziś wychodziło, a przy tym żadnego gola nie straciliśmy, to zadowolenie jest jeszcze większe z wartościowego sparingu – mówi Krzysztof Bąk, szkoleniowiec GLKS Nacomi, który tej zimy po raz pierwszy zagrał „na zero w tyłach”.

Większość trafień wilkowiczanie zanotowali po pauzie. Ich przewaga zarysowała się w tym względzie od 20. minuty. Mateusz Fiedor obsłużył Mateusza Kubicę, wkrótce nastąpiła wymiana ról asystenta i snajpera, a wreszcie Filip Gawryś zamknął strzelanie przed pauzą. Równie efektywni zawodnicy V-ligowca nie byli w ofensywie w rewanżowej odsłonie. Tylko strzał Macieja Wiewióry znalazł drogę do siatki Sokoła.

Dla reprezentanta „okręgówki” sobotnie starcie stanowiło sparingową premierę w bieżącym okresie przygotowawczym. Sokół konkurentowi ustępował, ale swoje szanse bramkowe też miał, by wspomnieć o próbach Krzysztofa Janika czy Michała Garncarczyka, które padły łupem bezbłędnego Szymona Kurowskiego. – Mieliśmy trochę inny plan na ten mecz, aby popracować nad wychodzeniem spod pressingu. Fajne momenty były, ale musimy szlifować zachowania w fazie przejściowej i przechodzenie z ataku do obrony. Wynik uznałbym za niekoniecznie na tym etapie najistotniejszy, tym bardziej, że pod względem fizycznym piłkarze z Wilkowic nas przewyższali – komentuje grający trener słotwinian Przemysław Jurasz.