– Mieliśmy do tej pory trudności ze zdobywaniem goli. Tym razem ofensywnie było znacznie lepiej i wreszcie pojawiły się tu konkretne liczby – mówi Michał Pszczółka, trener Tempa, które dość szybko „odjechało” konkurentowi wobec dubletu Piotra Wojnara oraz trafienia Damiana Ścibora. V-ligowiec, umiejętnie budując szybki atak, bezlitośnie wykorzystywał zarazem spore pomyłki indywidualne zawodników z Wisły.

Z premierowej odsłony meczu do odnotowania również choćby strzał Alana Pastuszaka w słupek i następującą po nim interwencję Rafała Jacaka czy... częściowe zniwelowanie dystansu przez wiślan, gdy w 40. minucie Jakub Marekwica przerzucił golkipera Tempa mimo znaczącej 40-metrowej odległości. Od tego momentu wskazanie należałoby przydzielić właśnie przedstawicielowi „okręgówki”, który po pauzie w niczym nie ustępował słabiej już prezentującej się drużynie z Puńcowa.

Wprawdzie za sprawą Ścibora puńcowianie podwyższyli rezultat na 4:1, ale odpowiednio w 75. i 82. minucie testowany zawodnik w szeregach WSS pokonywał Wojciecha Maciejowskiego zaskakującym „centrostrzałem” oraz w sytuacji sam na sam. „Stykowy” wynik w końcówce uległ zmianie za sprawą Pastuszaka. Wiślanie jednak sami są sobie winni, bo dogodne swoje okazje marnowali, by wspomnieć o mierzącemu w poprzeczkę Gabrielu Bosiu czy bliskich powodzenia próbach Kamila Janika oraz Marekwicy.

– Oceniając grę, mogę powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany. Długimi fragmentami to my operowaliśmy piłką. Jasne, że błędów, jakie przydarzać się na tym poziomie nie powinny, nie ustrzegliśmy się, ale to element, który w łatwy sposób możemy wyeliminować – stwierdza szkoleniowiec wiślan Patryk Pindel.