Sylwia Zyzańska jest kolejnym gościem naszej cowtorkowej STREFY WYWIADU. Z utytułowaną łuczniczką o swoim początku kariery, podróżowaniu po świecie i... życiu prywatnym rozmawiał Arkadiusz Oczko.

Sylwia Zyzańska

SportoweBekskidy.pl: Kto zainspirował Cię do strzelania z łuku? No bo chyba nie Robin Hood? Sylwia Zyzańska: Nie, nic z tych rzeczy (śmiech). Mój nauczyciel od wychowania fizycznego w szkole podstawowej prowadził zajęcia z łucznictwa dla początkujących i spodobało mi się to. Spróbowałam, przez kilka lat mnie trenował. Następnie przeniosłam się do klubu sportowego Łucznik Żywiec, gdzie do dziś rozwijam się pod okiem Jana Lacha.

SportoweBeskidy.pl: Wielu ludzi patrzy na ten sport z przymrużeniem oka, nie wiedząc, jakich poświęceń i jakiego wysiłku on wymaga. S.Z.: To prawda. Wbrew pozorom strzelenie z łuku nie jest taką łatwą dyscypliną. Treningi są bardzo wymagające. Trzy razy w tygodniu muszę odnotować jednostkę treningową na siłowni, staram się również biegać codziennie. Kondycja jest priorytetowa. Jak wyglądają zajęcia na strzelnicy? Rozgrzewam się ok. 15 minut, następnie przez godzinę ćwiczę technikę. Dopiero na sam koniec mogę sobie postrzelać (śmiech).

SportoweBeskidy.pl: Recepta na sukces w tej dyscyplinie?  S.Z.: Na pewno pewność siebie, koncentracja i wiara w to co się robi. Równie ważne jest radzenie sobie ze stresem, presją. Ja niekiedy z tym potrzebuje jeszcze trochę pomocy. Dlatego m.in przed mistrzostwami współpracowaliśmy z psychologiem, którym najlepszy dla mnie jest mój trener.

SportoweBeskidy: Twoja droga do reprezentacji... S.Z.: Trenowałam w Żywcu trzy lata i wygrywałam wiele turniejów. Następnie otrzymałam powołanie na przygotowania do Mistrzostw Europy juniorek. Po licznych zgrupowaniach, szkoleniowiec wyselekcjonował kadrę, która miała reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej. Znalazł w niej miejsce również dla mnie. I tak tam już zostałam. Swoją drugą na turnieju wyrównałam rekord Europy.

sylwia

SportoweBeskidy.pl: Najlepszy moment w karierze? S.Z.: Zdecydowanie halowe Mistrzostwa Świata w tamtym roku, na których zdobyłam brązowy medal. Na tym samym turnieju, rok później ze swoją drużyną również zajęłam miejsce trzecie. Wspaniale wspominam również zeszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Chinach, które zakończyłam na piątym miejscu. Nic więcej obecnie mi nie przychodzi do głowy.

SportoweBeskidy.pl: To pewnie dlatego, że tyle ich było! S.Z.: Tak, właśnie! (śmiech)

SportoweBesidy.pl: Sylwia Zyzańska za dziesięć lat? S.Z.: Takiego pytania przyznam szczerze się nie spodziewałam. Będę miała 28 lat... chyba dalej będę strzelała z łuku. Kocham to co robię i chcę to robić jak najdłużej. Chciałabym zostać zawodową łuczniczką, ale to niełatwe zadanie, wymaga ono bardzo wiele poświęceń i wyrzeczeń. Teraz matura, później chciałabym iść na studia. Zobaczymy co czas pokaże.

SportoweBeskidy.pl: "Nie jestem najlepsza na świecie, ale nie ma lepszej ode mnie" - tak czy nie? S.Z.: Musiałabym się dłużej nad tym zastanowić (śmiech). Dążę do tego żeby być najlepszą juniorką na świecie, ale póki co muszę się zadowolić tym, że jestem najlepszą tylko w Polsce (śmiech). 

Sylwia Zyzańska

SportoweBeskidy.pl: Zbliżamy się do końca wywiadu, więc zanim zapytam, jak wracasz do domu, to najpierw zapytam czy w ogóle pamiętasz, jak tam trafić? S.Z.: Tak, tak pamiętam (śmiech). To prawda, że w domu rzadko bywam. Cały czas gdzieś wyjeżdżamy. Choćby jutro jedziemy na Mistrzostwa Polski pod Bydgoszcz, a wracam za tydzień... W domu więc jestem bardziej gościem, niż gospodarzem. Rodzice się już do tego przyzwyczaili...przyjaciele również. 

SportoweBeskidy.pl: Tak więc życzę Ci powodzenia na zbliżających się mistrzostwach. Nasza redakcja będzie za Ciebie trzymała kciuki. S.Z: Dziękuję!

Rozmawiał: Arkadiusz Oczko